Zbliżają się urodziny Babci. Okrągłe urodziny! Wpadłam w panikę, bo nie wiem, co by tu dla niej wymyślić? Okazja wyjątkowa, więc i prezent musi być wyjątkowy! Fajnie by było spełnić jakieś marzenia Mamy. Tylko o czym marzy nasza Babcia?
No i jak myślicie jakie są marzenia mojej 70-cio letniej Mamy?
Kryształ z grawerem? Może zegar z grawerem? Biżuteria? Koc elektryczny? sanatorium. Albo… No nie wiem. O czym mogą marzyć babcie? Moja Mama marzyła o trzech rzeczach:
- Wyprawie w Bieszczady
- Locie w przestworzach, niczym ptak
- Rowerze typu Wigry (kto pamięta jeszcze takie rowery?)
Robię więc naradę rodzinną. Co by tu Babci podarować? Zdania są podzielone, a dyskusja burzliwa. Każdy uważa, że Babcia to by wolała najbardziej, a tego by się bała. Rozkminiamy, co Babcię najbardziej ucieszy i z czego w razie czego nie wykręci się ciśnieniem, albo innymi dolegliwościami. Bo wiecie jak to jest z marzeniami. Gdy są tylko marzeniami to ich bardzo pragniemy. A jak są bliskie spełnienia, mogą nas przerosnąć. A więc, co nie przerośnie Babci?
Po dłuższej chwili dochodzimy do wniosku, że Bieszczad może Babcia nie dać rady ogarnąć. Bądź co bądź, aby je w pełni docenić, trzeba wejść na jakąś górę, a coś nam Babcia ostatnio nie domaga.
Jedna z dziewczynek mówi, że lot będzie najlepszy – ale tu boimy się paniki i nagłego skoku ciśnienia w dniu lotu. Druga mówi, że rower – też nie jesteśmy przekonane, czy Babcia po długiej przerwie, odważy się wsiąść na niego. Dylemat pozostaje nierozwiązany przez dłuższą chwilę. W końcu jednocześnie z Karolem proponujemy: „raz kozie śmierć” będzie to i to i zobaczymy, co wypali.
Mama ma urodziny pod koniec września. Ale ani rower, ani lot nie mogą czekać. Obydwa potrzebują pięknej pogody. Dzielimy się więc zadaniami: Karol szuka roweru, ja lotu. Rower znaleźliśmy prześliczny, czerwony o dźwięcznej nazwie Gil. Lot też bez problemu wyszukaliśmy. Taki widokowy, jako część instruktarzu. Będziemy mieli więc coraz bardziej sprawną Babcię dzięki rowerowi i świadomie latającą dzięki mini szkoleniu.
Zgromadziliśmy prezenty
i urządziliśmy Babci znienacka urodziny. Obudziliśmy ją któregoś ranka gromkim „sto lat!”, szarlotką upieczoną przez Jagodę i śniadaniem przyrządzonym przez Kasię. Nie powiem, Babcia czuła się nieco zdezorientowana tą dziwną pobudką, oraz informacją, że właśnie ma urodziny i gdzieś umknęło jej półtora miesiąca.
Szybko więc wręczyliśmy prezenty i uzasadniliśmy przesunięcie urodzin. Że teraz lato i pogoda, a później zła widoczność do latania, mokro i zimno na rower.
Babcia przeszczęśliwa. Nawet wydawało mi się przez chwilę, że zakręciła jej się łezka w oku. Rower pogłaskała i ucałowała i co jakiś czas do niego mówiła czule spoglądając. Co do lotu, hm… nie było widać entuzjazmu, więc spytałam, czy dobry prezent i czy poleci. Spojrzała na mnie oburzona i rzekła „oczywiście! najwyżej wezmę więcej leków”.
Próby z rowerem rozpoczęły się tego samego dnia. Okazało się, że jak to jazda na rowerze, tego się nie zapomina. Babcia była dumna z siebie, że na naszej wąskiej drodze nawet zawróciła. Oznajmiła też nam, że od dzisiaj codziennie będzie jeździła coraz dalej, aż sama dojedzie do sklepu. Alleluja! Prezent się udał!
Ups, nie do końca. Dwa dni później wracamy do domu, a tu Babcia leży obolała. Kolano zabandażowane, spodnie podarte. Zupełnie jak mała dziewczynka… Wywróciła się na wybojach. Ledwo wróciła do domu. Ale jest dzielna. Kolano powoli się goi, a Babcia już nie może się doczekać kolejnych prób.
No i nadszedł dzień lotu. Jeszcze nerwowe sprawdzenie pogody i stanu ducha Babci. Obydwa zadowalające. Ruszamy. Jedziemy na lotnisko w Piotrkowie, gdzie przemiły Pan Pilot z fundacji SkyLife już nas czeka ze swoją Cessną. Jeszcze szybka sesja fotograficzna, szkolenie i Babcia wznosi się w przestworza.
My czekamy, przyglądamy się startującym szybowcom i samolotom, oraz przepięknym, niczym kolorowe, ogromne ptaki, spadochronom, których dzisiaj jest zatrzęsienie.
Po locie Babcia wychodzi na własnych nogach, wcale nie miękkich, jak się obawialiśmy, pełna wrażeń. Bijemy brawo.
- Jak było bałaś się?
- Nie ani trochę – odpowiada szczęśliwa – Nabiorę trochę sił i ruszam w Bieszczady…