Dzisiaj będzie bajka. Bajka o smoku Dipusiu. Dla dzieci i… dla dorosłych. Bo przecież dorośli to też dzieci, tylko takie trochę większe, prawda?
- Opowiedz mi bajkę.
- Bajkę? Przecież jesteś już dorosła.
- No to co? Opowiedz mi bajkę, żebym miała piękne sny…
- Dobrze. To będzie bajka o smoku.
- O smoku?
- Tak. O smoku Dipusiu.
Dawno, dawno temu żył sobie smok. Mieszkał w pokoju Zuzi i Tomcia w domu opodal miasta. Nie był to zwyczajny smok, jak wszystkie inne smoki. Dipuś zamiast ziać ogniem puszczał nosem bańki mydlane. Miał jeszcze jedną wyjątkową cechę. Nie wydychał dwutlenku węgla, tylko hel. Dlatego strasznie śmiesznie mówił. Słyszałaś kiedyś jak mówią ludzie, gdy nawdychają się helu?
- Pewnie. Mówią takim dziwnym, cienkim głosem, jak postacie z kreskówki.
Dokładnie tak mówił nasz Dipuś. Ale wróćmy do bajki. Pewnego dnia, zrobił tak wielką bańkę, że zmieścił się w niej cały i zaczął się unosić…
- Jak baloniki napełnione helem?
Tak, ale nie przeszkadzaj. Dipuś unosił, się unosił, aż wyleciał przez okno. Zdążył tylko pomachać Zuzi i Tomciowi na pożegnanie i tyle go widzieli.
Leciał, leciał, aż doleciał do smoczej krainy, gdzie mieszkały normalne smoki. Była to piękna kraina pełna palm kokosowych, w których mieszkały kolorowe papugi i białych plaż, na których uwielbiały wylegiwać się smoki. Wyspę, bo była to wyspa, otaczało turkusowe morze pełne kolorowych ryb.
„Cudownie” – pomyślał Dipuś – „Wreszcie jestem tam, gdzie moje miejsce”. Ale szczęście nie trwało zbyt długo. Smoki jak to zwyczajne smoki, ziały ogniem i śmiały się z naszego Dipusia, że nie potrafi ziać ogniem, tylko puszcza bańki, a do tego mówi tak niepoważnie, że pewnie nie jest prawdziwym smokiem.
Dipuś chodził po wyspie samotny, smutny i wyszydzany. Coraz bardziej tęsknił za Zuzią i Tomciem. Oni go lubili takim jaki był i w sumie domek na wsi też był śliczny i kochany, choć nie było tam palm i turkusowego morza. Postanowił więc, że wróci do domu. Ale gdy zbierał się do drogi zaczął padać deszcz.
Deszcz padał i padał i padał, aż zalał całą wyspę i wszyscy musieli pływać. Dipuś wydmuchał sobie bańkę i siedział w niej bezpieczny. Gorzej było z pozostałymi smokami, które wprawdzie potrafiły pływać, ale tak długo pływały, że zaczęło im brakować sił. Dipuś miał dobre serce. Puścił w niepamięć wszystkie złośliwości smoków, zaczął dmuchać z całych sił w swoją bańkę, aż urosła tak wielka, że pomieściła wszystkie smoki.
Dipuś nauczył smoki jak puszczać bańki zamiast ziać ogniem. Smoki wydmuchały swoje bańki i w nich szczęśliwie doczekały, aż woda po deszczu opadła i znów mogły spokojnie chodzić po wyspie. Szczęśliwe podziękowały Dipusiowi, przeprosiły za swoje złośliwości i poprosiły by z nimi zamieszkał. Dipuś nie posiadał się z radości. Jednak gdzieś głęboko w sercu czuł, że jego miejsce jest przy Zuzi i Tomciu. Z dnia na dzień tęsknota za dziećmi rosła coraz bardziej.
Pewnego dnia Dipuś nie wytrzymał i postanowił wrócić. Nadmuchał wielką bańkę i poleciał do domu.
Dzieci, gdy go zobaczyły, aż skakały z radości. Uśmiechom i uściskom nie było końca. Dipuś znów był szczęśliwy i wśród przyjaciół. A gdy zatęsknił za swoimi braćmi smokami puszczał bańki i wysyłał je do smoczej krainy.
Pomysł i autorstwo: Karol Kosiński (Kosą po patelni)
Redakcja i małe trzy grosze: Judyta Potargana
Zdjęcie praca wspólna
Podobała się? Przetestujcie nie tylko na Sobie ale i na dzieciach – a teraz śpijcie słodko 🙂