W tym roku pierwszą część wakacji spędziłam na Dolnym Śląsku. Szczerze mówiąc nie był to mój wybór marzeń, bo jak chyba każdy, przeciętny Polak, nie miałam pojęcia, co można robić na urlopie pod Wałbrzychem. Ale Karol był bardzo entuzjastycznie nastawiony do tego pomysłu, gdyż było to spełnienie jego marzeń o zwiedzeniu kilku obiektów. Teraz, po spędzeniu tygodnia na Dolnym Śląsku, jak najbardziej rozumiem ten entuzjazm.
Różnorodność atrakcji Dolnego Śląska
Różnorodność atrakcji Dolnego Śląska jest wręcz zadziwiająca. Od pięknej przyrody i łatwych do wędrówek dla niewprawionych – gór, przez fantastyczne zamki, po mroczne i tajemnicze obiekty będące pozostałościami Drugiej Wojny Światowej. Ponieważ byliśmy na wyjeździe w dość zróżnicowanym pod względem zainteresowań i możliwości towarzystwie (mieliśmy wśród nas 5miesięcznego turystę), postaraliśmy się pogodzić wszystkich, wybierając codziennie inny sposób spędzania czasu. A jak się nie udało, to dzieliliśmy się na podgrupy i też było fajnie. Dla zachowania logiki wypowiedzi, pozwól, że zrelacjonuję po prostu każdy dzień wypadu.
Dzień Pierwszy – Szczawno Zdrój
Pierwszą noc spędziliśmy w Szczawnie Zdrój. Jest to niewielka dzielnica Wałbrzycha o statusie uzdrowiska. Po przepięknym, pełnym kwiatów deptaku przechadzają się tu kuracjusze, udając się do Hali Spacerowej na lody i ciastka, lub do Pijalni Wód Mineralnych, mieszczącej się tuż obok Hali Spacerowej. Zarówno Hala Spacerowa jak i Pijalnia Wód zachwycają swoją architekturą.
My także, jak przystało na kuracjuszy weszliśmy na kawkę do jednej z kawiarenek z Hali, a następnie udaliśmy się do Pijalni wód celem skosztowania tutejszej wody. Wstęp do pijalni odbywa się za niewielką opłatą, a potem można pić wodę do woli w przepięknych wnętrzach. Rodzajów wód jest kilka. Każda leczy inne schorzenia.
Wdrapaliśmy się też na pobliską Wieżę Anny wzniesioną w 1818roku i odwiedziliśmy Park Szwedzki. Jednak przy naszych temperamentach, uroki tego niewątpliwie ślicznego miasteczka (dzielnicy) już po południu przestały nam wystarczać i zapragnęliśmy choć trochę większej wyprawy.
Jezioro Bystrzyckie i Zamek Grodno
W tym celu udaliśmy się na Tamę na Jeziorze Bystrzyckim. Tama zbudowana na początku XX wieku z kamienia, wysoka na 40 metrów i długa na 220 m, robi ogromne wrażenie. Do tego widok z niej na okoliczne wzgórza, ryby pluskające się w czyściutkiej wodzie – od razu złapaliśmy głębszy oddech.
Kolejnym punktem programu miał być pobliski zamek Grodno. Wypatrzyłam na mapie, że z tamy do zamku można dojść piechotą wzdłuż jeziora, pod koniec trasy wspinając się na Górę Chojna (450 m. n. p. m). Zmontowałam więc niewielką grupkę pod wezwaniem i poszliśmy na spacer. Trasa okazała się przepiękna. Część drogi wiodąca wzdłuż jeziora, przypomina troszkę bałkańskie klimaty. Kto był ten, wie, a kto nie – musi koniecznie wybrać się na ten spacer. Po drodze weszliśmy też na kładkę na Bystrzycy, która jest pięknym punktem widokowym na rzekę.
Pozostała część ekipy podjechała pod zamek zamek autem i podeszła tylko niewielki odcinek 10-15 minut. Takie rozwiązanie sugeruję rodzinkom z małymi dziećmi, choć wciągnięcie wózka pod tę górkę było niejakim wyzwaniem. Zamek w tygodniu można zwiedzać z przewodnikiem, a w weekendy na własną rękę. Wstęp jest płatny. Grodno jest jednym z lepiej zachowanych zamków na tym obszarze. Polecam wdrapanie się na zamkową wieżę, by podziwiać wspaniałą panoramę Gór Sowich i Pogórza Wałbrzyskiego. Zamek oferuje też nocne zwiedzanie, bardzo popularne w obiektach na Dolnym Śląsku.
Dzień drugi – Zamek Książ
Na Zamek Książ warto zarezerwować sobie cały dzień. Nazywany perłą w koronie zamków polskich całkowicie zasługuje sobie na ten przydomek. Zamek robi wrażenie zarówno swoim ogromem, jak i przepychem architektury. Niestety wyposażenie wnętrz w dużej mierze nie jest wyposażeniem, z którego korzystali jego mieszkańcy. Nie mniej oddaje klimat epok, przez które zamek był zamieszkany.
Oryginalne zasoby zamku zostały skradzione i zdewastowane przez hitlerowców, zarządzających nim w czasie Drugiej Wojny Światowej. I tu dochodzimy do drugiej atrakcji Zamku Książ, jakim są jego legendarne podziemia wydrążone rękami więźniów, a mające służyć Hitlerowi jako kwaterę. Nie wiem, czy dla wielu miłośników historii właśnie ta tajemnicza część zamku nie jest najciekawsza? Na uwagę zasługuje też palmiarnia należąca do kompleksu, choć oddalona od niego nieco. W palmiarni oprócz przepięknych egzotycznych roślin możesz spotkać Lemury i zjeść coś słodkiego w klimatycznej kawiarence.
Na każdą część Zamku Książ można kupić bilet osobno. Można też kupić bilet całodzienny, traktujący temat kompleksowo. W cenie biletu jest zwiedzanie podziemi z przewodnikiem i Zamku z audio przewodnikiem. Oczywiście Zamek organizuje też nocne zwiedzanie.
Trzeci dzień – Wielka Sowa
Wreszcie idziemy w góry. Wielka Sowa, to najwyższy szczyt Gór Sowich (1015 m.n.p.m) zaliczony do Korony Gór Polskich. Niech ten zaszcytny tytuł Cię jednak nie wystraszy. To łatwa góra, którą zdobędą nawet dzieci i osoby starsze. W naszej ekipie zdobywców była koleżanka z pękniętym palcem u nogi i pięciomiesięczny dzidziul w chuście u mamy. Wybierając trasę kierowaliśmy się niskim stopniem trudności. Wybraliśmy szlak czerwony z Przełęczy Jugowskiej liczący ok 4,5 km, z czasem przejścia 1,5 h. Przeczytaliśmy na jakimś blogu, że jest to trasa, którą można przejechać dziecięcym wózkiem. Na szczęście nie zabraliśmy wózka, bo nie jest to prawdą. Mimo swojej niewątpliwej prostoty, szlak absolutnie nie nadaje się dla wózków (typowa górska droga pełna kamieni i nierówności – wózek nie pojdzie). Na przełęczy jest parking i bar. W czasie, gdy byliśmy, bar był jeszcze nieczynny, a parking bezpłatny.
Na trasie są dwa zadaszone miejsca „na popas”, z których oczywiście skwapliwie skorzystaliśmy. Szczyt góry porastają drzewa. Chcąc zobaczyć panoramę okolicznych gór trzeba wejść na wieżę widokową – remontowaną podczas naszego pobytu. Na szczycie są też dwie wiaty, oraz kiosk z napojami (także ciepłymi), w którym można kupić kiełbaskę i upiec na ognisku. Zaskoczyły nas naprawdę czyste i zadbane sławojki. W skrzyneczce przy sowie znajdziecie pamiątkową pieczątkę, którą można ostemplować książeczkę, lub po prostu przybić na kupionej w kiosku pocztówce.
Dzień Czwarty – Ossówka i Sztolnie Walimskie, czyli część kompleksu „Riese”
Kompleks ten, to do dzisiaj zagadka. „Riese” czyli olbrzym, rzeczywiście był jednym z olbrzymich projektów hitlerowskich Niemiec podczas II wojny światowej. Nie wiadomo w zasadzie jaki był jasny cel jego budowy, ponieważ nie przetrwały dokumenty w sposób jednoznaczny go określające. Snujemy zatem głównie przypuszczenia. Na kompleks składa się kilkadziesiąt wydrążonych skałach tuneli w kilku oddalonych od siebie o kilka kilometrów lokalizacjach. Tworzą one sieć korytarzy, mniejszych sal, ale również i wielkich o wysokości do 10 m., w których planowano prawdopodobnie rozpocząć podziemną produkcję uzbrojenia. Konieczność przeniesienia pod ziemię produkcji broni wynikała z coraz częstszych nalotów na fabryki umiejscowione na powierzchni. Innym prawdopodobnym powodem jego powstania, była chęć stworzenia bunkrów dla dowództwa III rzeszy.
Kompleks był wybudowany niestety rękami więźniów, których zginęło tam wiele tysięcy. Pracowali oni w nieludzkich warunkach, drążąc skały w wilgoci, często bez jedzenia i odzienia, metr po metrze. Dlatego też, bardziej jest to miejsce martyrologii, niż atrakcja turystyczna i chyba z zadumą nad losem tych ludzi i powagą powinno się je zwiedzać. Warto tam zabrać młodzież i pokazać czym jest wojna i jacy okrutni potrafią być ludzie.
Poszczególne części kompleksu zwiedza się pod opieką przewodników, którzy w ciekawy sposób przekazują informacje, jednocześnie edukując.
Dzień Piąty – Góra Borowa i Pałac Jedlinka
Góra Borowa posiada chyba najbardziej charakterystyczną wieżę widokową wśród okolicznych gór. Jest też najwyższą górą (854 m.n.p.m.) Gór Wałbrzyskich w Sudetach. Jak większość tutejszych górek jest łatwa do zdobycia. Na szczyt można dotrzeć kilkoma trasami. Jedną z łatwiejszych jest trasa z Jedliny Zdrój z ul. Ogrodowej. Jak trasa łatwa, to nieco dłuższa. Ta trwa ok 3 godzin. Do przejścia ok 6 km. W drodze powrotnej warto zajrzeć do Pałacu Jedlinka, który zwiedza się z przewodnikiem. Bardzo ciekawe doświadczenie. Zamek w trakcie nieustającego remontu finansowanego z własnych środków właścicieli z powodu braku środków zewnętrznych. Szkoda, bo naprawdę fajnie zachowane wnętrza i sporo mógłby powiedzieć o życiu dawnej arystokracji, a i z nowszej historii parę smaczków by się znalazło.
Szósty dzień – Skalne miasto Adrspach
Wprawdzie to nie do końca, są najbliższe okolice Wałbrzycha, ale bardzo mieliśmy ochotę się tam wybrać i popodziwiać ten niesamowity park skalny. Skalne miasto to obszar pełen przepięknych, wysokich skał przybierających różnorodne, fantastyczne kształty. Większość trasy pokonuje się w cieniu lasu i tychże skał, więc nawet w słoneczny dzień dobrze mieć ze sobą coś cieplejszego i wygodne buty. Do Adrspach warto kupić bilety wcześniej online, co też uczyniliśmy. W jednym bilecie kupiliśmy od razu wejście do Skalnego Miasta i zwiedzanie. Przed wejściem znajdują się liczne bary i sklepiki z pamiątkami, w których można płacić złotówkami (jaka to wygoda!). Do Adrspach można wybrać się z wózkiem i pominąć część atrakcji.
Wybierając trasę zwiedzania sprawdź, jak będzie wyglądała. Jest sporo podejść po stromych, wąskich schodach, które mogą sprawić kłopot osobom mniej sprawnym. Nam zwiedzenie całego terenu z właściwie wszystkimi zakątkami, poza przepłynięciem się po jeziorku, zajęło ok 2 godzin z bardzo dużym ociąganiem, robieniem zdjęć na każdym kroku.
Na koniec zjedliśmy knedliczki z gulaszem i wyprażany syr z hranolkami, czyli frytkami w restauracji przy wejściu do skalnego miasta. Jak dla mnie klimat knajpy niezapomniany. Typowe Czechy z końcówki minionego wieku. I całkiem niedrogo. Za obiad z piwkiem zapłaciliśmy ok 35pln/os.
Siódmy dzień – Taras Widokowy na Gomólniku Małym i kąpiele w zalanym kamieniołomie Kamyki
Górki wokół Wałbrzycha posiadają wiele wież widokowych, dzięki którym można podziwiać piękno okolicy mimo drzew porastających szczyty. Takich wież widokowych jest w tym regionie 17 i muszę powiedzieć, że dla tych łatwych i przyjemnych górek z wieżami, czy platformami widokowymi, chętnie wrócę w tą część Sudetów. Pisałam już o Borowej i Wielkiej Sowie. Są chyba najbardziej znane. Jednak bardzo sympatycznie prezentuje się np. wejście na Gomólnik Mały (809m.n.p.m.) koło Głuszycy. Prywatny parking znajduje się pod samym wejściem na szlak w Grzmiącej. Ok 2 kilometrowa, bardzo przyjemna trasa prowadzi częściowo przez łąki, a pod koniec przez pachnący, sosnowy las. Prawie przez całą drogę towarzyszą nam przepiękne widoki, nie mówiąc o widoku z platformy widokowej.
Ponieważ jest to bardzo krótka wycieczka, możesz ze sobą zabrać ręczniki i kostium kąpielowy, by po „trudach wspinaczki” wykąpać się w pobliskim, zalany wodą kamieniołomie Kamyki (trzeba podjechać chyba jednak autem). Mnie udało się z kamieniołomów wrócić pieszo (auto pojechało beze mnie). Dzięki czemu spotkałam na drodze rodzinkę borsuków i… żmiję zygzakowatą (udawała, że nie żyje, a ja nie chciałam jej udowadniać, że jest inaczej).
Jak widzisz okolice Wałbrzycha tylko brzmią nienajlepiej. A to naprawdę ciekawy region, który można eksplorować i eksplorować. Dla nas ten tydzień był zdecydowanie za krótki. Miłośnicy historii wyjechali z niedosytem zaliczonych twierdz (nie zdążyliśmy zrobić np. zwiedzania nocnego Twierdzy w Srebrnej Górze) i zamków, a mnie mało było zdobytych szczytów. Do tego niech też zachęci Cię brak tłumów i całkiem przyzwoite ceny w knajpach połączone z bardzo dobrym jedzonkiem.