Zauważyłam, że wystarczy mi dosłownie kilkanaście minut drzemki, by zregenerować organizm. Czasem znajomi pytają o to, skąd mam tyle energii na co dzień? Chyba właśnie stąd.
Taka drzemka w środku dnia sprawia, że czuję się po niej jak o poranku – pełna werwy i sił do życia. Oczywiście nie zawsze jest taka szansa. Na przykład w pracy nie znikam gdzieś pod biurkiem, żeby się zdrzemnąć, choć myślę, że to nie byłby zły pomysł. Słyszałam nawet, że w bardziej rozwiniętych społeczeństwach istnieją takie firmy, które stwarzają pracownikom możliwość drzemki podczas godzin pracy.
No tak – pomyślisz – na to trzeba mieć czas. Zastanów się jednak ile czasu w ciągu dnia marnujesz na rzeczy niepotrzebne, chociażby siedzenie na Facebooku. A na taką drzemkę potrzeba dosłownie 10 – 15 minut.
Nawyk drzemki wytworzyłam podczas studiów, kiedy to do południa byłam na uczelni, a po południu, aż do późnego wieczora jeździłam udzielać dzieciom lekcji pianina. Wpadałam po zajęciach do domu dosłownie na 20 – 30 minut. W tym czasie zjadałam obiad i kładłam się spać. Budzik ustawiałam na 5-10 minut, ponieważ inaczej nie zdążyłabym na autobus. Z czasem nauczyłam się zasypiać w momencie przyłożenia głowy do poduszki.
Później, gdy założyłam rodzinę i urodziłam dzieci, musiałam pogodzić pracę zawodową z opieką nad nimi i ambicjami wożącejnawszystkocosięda mamuśki, nie było mi dane spać zbyt wiele. A ja tak bardzo potrzebowałam snu! Mój organizm domagał się go tak bardzo, że potrafiłam zasnąć podczas prowadzenia auta, gdy tylko stanęłam na czerwonym świetle. Dzieciaki krzyczały wtedy: „Mamo zielone!” i jechałam dalej.
Teraz, gdy dziewczynki są większe, bardziej samodzielne i nie wymagają z mojej strony stałej czujności, wróciłam do tradycji drzemek.
Sen podczas drzemek jest mocny i intensywny. Nic mi się wtedy nie śni, przynajmniej tak mi się zdaje. Po prostu wyłączam świadomość i daję organizmowi chwilę na regenerację. Moja mama śmieje się ze mnie, gdy jest świadkiem takiej np. 7 minutowej drzemki. Gdy się budzę niezmiennie pyta:” Już się wyspałaś??!”. Tak, wyspałam i jestem jak nowo narodzona.
Zawsze gdy opowiadam o tym znajomym mówią: „Taaa, ja to bym tak szybko nie usnęła, a jak bym usnęła, to bym spała ze dwie godziny, a później by mnie głowa bolała” To prawda. Wprawdzie nie zdarza mi się prawie nigdy spać w dzień dłużej, niż 15 minut, jednak gdy tak się stanie – ból głowy i ogólne rozbicie gwarantowane. Nie mówiąc już o trudnościach w zaśnięciu wieczorem. Dlatego zawsze towarzyszy mi budzik ustawiony na 10-15 minut. Pytanie jak to zrobić, żeby szybko zasnąć? U mnie to już pewnie nawyk. Myślę, że można się tego nauczyć. Położyć się w spokojnym, cichym miejscu i zaufać budzikowi, że nas obudzi, gdyż strach przed tym, że się nie obudzimy może powodować, że jest nam trudno zasnąć.
Siadając do komputera dzisiaj chciałam napisać o czymś zupełnie innym. Jednakże w trakcie pisania tak bardzo poczułam potrzebę drzemki, że przerwałam i położyłam się na 5 minut, co natchnęło mnie do zboczenia z tematu, który miałam w zamyśle i napisania Wam o tym jak dobroczynny wpływ może mieć drzemka. I to jest właśnie fajne w prowadzeniu bloga, że można sobie pozwolić na nagłą zmianę planów i… na małą drzemkę od czasu, do czasu.
Miłej drzemki 😉