Chciałabym opisać historię pewnej recenzji, która mi się przydarzyła. „Blogerko nie jesteś Bogiem, żeby narzucać ludziom, co mają myśleć” – napisała do mnie pewna autorka. I ma rację. Nie jestem Bogiem. Co więcej, nie zamierzam nikomu, nic narzucać. Nie jestem fachowcem i autorytetem jako recenzent. Jednak chyba mogę pisać o własnych odczuciach? Czy to, że autor wysyła mi powieść naprawdę oznacza, że mam sprzedać się za książkę i pisać to, co on sobie życzy?
Ale od początku. Pewnie czasami spotykacie się z recenzjami książek pisanymi przez blogerów i blogerki. Ja także dostąpiłam tego zaszczytu i otrzymałam od autorki książkę do zrecenzowania. Wysyłając mi ją zastrzegła: „zaryzykuję, tylko nie pisz jakichś okropności i wyślij mi recenzję przed opublikowaniem” Ok. Nie będę pisała okropności. Szanuję to, że ktoś mi wysyła książkę i darzy zaufaniem.
Z drugiej strony, w swojej naiwności sądziłam, że skoro otrzymuję książkę do zrecenzowania, to mam ją zrecenzować, czyli napisać co mi się w książce podoba, a co ewentualnie mi nie odpowiada. Na tym chyba polega rzetelna recenzja?
Jakże się myliłam. Przeczytałam książkę uczciwie od deski do deski. Przykro to powiedzieć, ale nie była wysokich lotów. Autorka napisała ją chyba najpierw w obcym języku, a później przetłumaczyła samodzielnie na j. polski. Może dlatego książka była napisana nie do końca ładnym językiem krótko rzecz ujmując.
Książkę autorka wydała sama, bez pomocy wydawnictwa. Jak się domyślacie, już na pierwszy rzut oka było widać brak korektora i redakcji. Nie dość, że książka najeżona była błędami, to zawierała niesamowite dłużyzny i była napisana mało ciekawie, choć sama historia mogła wydawać się interesująca. Powieść poruszała tematy bliskie sercu wielu polskich emigrantów. Mogła również dotrzeć do wielu kobiet, które utożsamiałyby się z główną bohaterką. Autorka nie budowała jednak napięcia i powieść ciągnęła się w nieskończoność bez rozsądnego finału. Dialogi były słabe. Do tego autorka wielokrotnie wracała do tego samego tematu i tych samych sformułowań. Stosowała długie opisy historyczne nie wnoszące nic do akcji i nie stanowiące dla niej tła. Opisy wyglądały niczym zanotowana odpowiedź uczennicy na lekcji historii, lub geografii, o posługiwaniu się tanimi frazesami nie wspominając. Pod koniec naprawdę musiałam się starać, by tę powieść czytać.
Zastanawiałam się jak ugryźć temat. Bardzo szanuję i doceniam odwagę, oraz determinację autorki, która na pewno musiała dużo zainwestować w swoją powieść. Jak wspominałam, temat też był fajny i na początku książki czytałam z ciekawością, dopóki nie znużyło mnie łopatologiczne wykładanie, co autor ma na myśli, jakbym jako czytelnik posiadała iloraz inteligencji poniżej najniższej normy, oraz ciągnąca się bez żadnej dynamiki, fabuła. Pomyślałam, że nawet taka, lekko egzaltowana, literatura znajdzie swojego czytelnika po minimalnym oszlifowaniu.
Co zrobić jednak, by nie zaszkodzić dziewczynie, a jednocześnie być w zgodzie z własnym sumieniem i nie pisać kłamstw? Wymyśliłam, że uwypuklę wszystkie zalety książki, oraz okażę podziw dla determinacji i odwagi autorki. Bo rzeczywiście takie uczucia mi towarzyszyły. Aby jednak być fair w stosunku do siebie i czytelników zamieściłam w recenzji zdanie, że książka zawiera niewielkie niedociągnięcia techniczne, które kładę na karb samodzielnego wydania powieści, a które nie mają większego znaczenia przy interesującym temacie. Jednym słowem chciałam dać czytelnikowi wybór.
Jak wymyśliłam, tak zrobiłam i wysłałam recenzję do cenzury autorce. Przy okazji, z dobrego serca (nauczka na przyszłość: nie radź nie proszona i nie miej dobrego serca – nie warto), napisałam do autorki bardzo oględnie temat ujmując, aby jej nie urazić, że książka zawiera błędy językowe i przy kolejnej warto zainwestować w korektę i redakcję.
Wydawało mi się oczywiste, że jak piszemy jakiś tekst warto, by ktoś go sprawdził i poprawił błędy, wyszukał braki w logice itp. Z dystansu osoby trzeciej łatwiej wyłapać niedoskonałości i je poprawić ku chwale autora i radości czytelników. To właśnie usiłowałam delikatnie przekazać autorce zaznaczając wielokrotnie, że to tylko między nami i tylko po to, by przyjemnie się czytało kolejne książki. Ja jako blogerka, czyli osoba działająca w dużo mniejszym formacie, również mam kogoś, kto sprawdza moje teksty i ewentualnie je poprawia, za co jestem niezmiernie wdzięczna i staram się brać z tego nauki.
I tu, popełniłam błąd, jak się, okazało. Korespondowałyśmy przez messenger. Pani pisała z prędkością błyskawicy. Próbowałam rozsądnie reagować, ale na koniec dowiedziałam się, że jestem agresywna i skapitulowałam.
Okazało się, że Pani ma misję. I ta powieść jest nośnikiem tej misji. Przykro mi – nie doceniłam. Dowiedziałam się, że autorka nie zamierza inwestować w korektę, ponieważ dwie osoby już jej korektę robiły i nie dopatrzyły się błędów, a dla byle przecinków ona nie zamierza wykładać kolejnej kasy. I jak małym trzeba być i jakie marne życie wieść, żeby czytając jej powieść z misją, czepiać się przecinków. Uwierzcie – nie chodziło o przecinki.
Dowiedziałam się też, że uważam się za Boga, że siedzę, nic nie robię więc jakie mam prawo oceniać jej dzieło, a tym bardziej NARZUCAĆ czytelnikom swoje zdanie (gdyby było tylko pozytywne „narzucać” bym pewnie mogła). Następnie przeczytałam, że powieść to jej wierna autobiografia i ona nic nie zamierza poprawiać, bo wszystkie dialogi są autentycznie takie, jak były w rzeczywistości i ona nie zamierza nic skracać, ani zmieniać. Nie jest byle kim i nie pozwoli sobą pomiatać (w domyśle byle komu), a ja powinnam się nauczyć szacunku do autora (bo autor blogera szanować nie musi, rozumiem) i wykazać większym profesjonalizmem. Aha, to kadzenie nazywamy teraz profesjonalizmem. Dobrze wiedzieć. Napisała mi również, abym skasowała bloga. Mam nadzieję, że tylko wpis miała na myśli…
Na marginesie: Zastanawiam się skąd autorka wie, jakie mam życie, co przeżyłam i czy aby na pewno nic nie robię?
Tymczasem autorka kończąc swój wywód napisała, że wysłanie mi książki było stratą pieniędzy i nie zamierza, cytuję: „srać w swoje gniazdo”, dlatego zabrania mi publikacji. Nie zdążyłam odpisać Pani, że nie ma sprawy, odeślę książkę na mój koszt, gdyż Pani mnie zablokowała.
No to się pytam. Czy otrzymując książkę do recenzji, mam pisać, że jest świetna mimo, że uważam ją za gniota? Rozumiem, że autor, czy wydawnictwo, inwestuje w książkę, aby ją wysłać, ale czy to oznacza, że jestem zobowiązana do pisania w samych superlatywach? Przecież później ktoś czytając taką cukierkową recenzję kupi książkę i będzie psioczył na mnie, że stracił swoje 30 zł, które mógł wydać na coś ciekawego. Czy moralne jest wciskanie czytelnikom książek, które nie nadają się do czytania? Jako czytelniczka wpadłam w pułapkę takich pozytywnych recenzji i kupiłam książkę, którą po dwóch stronach zawiedziona porzuciłam. Czy mam też tak kogoś oszukać? Co z moją wiarygodnością w takim razie?
Czy może chociaż mam prawo odesłać książkę z komentarzem, iż nie chcę jej recenzować mimo, że autor, czy wydawca, zainwestował kupę pieniędzy (czyli ok 15-20 zł), żeby mi wysłać książkę? Robię tak w przypadku innych produktów, które otrzymuję do recenzowania, gdy produkt posiada cechy, które mi nie odpowiadają.Wtedy albo producent się zgadza na ich wymienienie w tekście, albo produkt odsyłam i nie ma z tego dramy.
Odechciało mi się pisać recenzji książek. Tracę swój cenny czas na czytanie słabych treści, a który zabieram mojej rodzinie, lub który mogłabym przeznaczyć na coś, co mnie interesuje. I jeszcze traktuje się mnie jak darmowe narzędzie do sprzedaży książki, którą później mi wstyd przeznaczyć nawet na rozdanie. Mam jeszcze jedną powieść do zrecenzowania (na szczęście niezłą) i kończę z tym. No chyba, że trafi się coś wartościowego i autor z dystansem do swojej twórczości, nie obawiający się opinii na jej temat.
Wiem, że sytuacja pewnie była dla Ciebie co najmniej nieprzyjemna, ale powiem Ci jedno – nie przejmuj się, bo nie masz sobie nic do zarzucenia!
Wielkie, wielkie dzięki. Dziekuję Ci za zrozumienie i empatię. Pozdrawiam Cię cieplutko
Jestem blogera recenzentka i znam ten ból. Miałam taką sytuację, ale nie z autorka/autorem a wydawnictwem oburzonym tym jak mogłam zjechać książkę, która dostałam ZA DARMO!!! No cóż zawsze jak zaczynam współpracę pytam o wymogi i jednym z nich jest odpowiedź na moje pytanie brzmiące czy przyjmują negatywne recenzje, bo jeśli nie to odmawiam współpracy lub mogę pisać peany, ale to już reklama i za to się płaci. Także wiem co czujesz i domyślam się co musisz przeżywać w takich sytuacjach. Powodzenia w tych udanych współpracach!
Zapraszam do siebie na:
http://www.swiatmiedzystronami.blogspot.com
Ha ha no właśnie to „za darmo” jest najlepsze, a Ty masz oddać swój czas, energię i nazwisko dla idei? Pozdrawiam Cię serdecznie i zaglądam do Ciebie:|)
Ja czekam na Twoja recenzję wspomnianej książki. Poświęciłaś swój czas na przeczytanie i zrecenzowanie tego gniota – podziel się z nami swoją praca. Nikt nie może zabronić Ci publikacji rzetelnej opinii, nawet zakompleksiona autorka. Wydaje mi się, że przy pisaniu recenzji najważniejsze jest to, by być w zgodzie ze sobą, być szczerym względem swoich czytelników. Ja tak robię, nawet jeśli kończy się to fochem, oburzeniem czy też znienawidzeniem mnie przez autorów. I może na początku jest to trudne, ale myślę, że warto. Daj znać jak będzie tu ten tekst, z przyjemnością go przeczytam 😉 głowa do góry, takich ludzi jest… Czytaj więcej »
Ślicznie Ci dziękuję. Dałam słowo, więc raczej tego nie opublikuję. Szczególnie po przedstawieniu kulisów sprawy. Nie chcę dziewczynie dokuczyć. Ale jest mi lepiej na duszy czytając twoje słowa. Buziaki
No jeśli dałaś słowo, to zmienia postać rzeczy. Następnym razem nie dawaj słowa, pisz i rób to co Ty uważasz za słuszne. Nie ważne czy komuś się to podoba czy nie. To jest Twoje miejsce, Twój skrawek sieci, możesz go zagospodarować jak tylko chcesz 😉 A jak masz chęć zobaczyć mój skrawek, to śmiało wpadaj 😉 Do zobaczenia gdzieś tam, w sieci! 🙂
A ja bardzo cenię te mniej pozytywne recenzje. Ileż to razy nacięłam się na super recenzje, a zakupiona książka była byle jaka… Każdy ma prawo do wyrażenia własnych odczuć.
Dziękuję, jestem dokładnie tego samego zdania. Pozdrawiam Cię serdecznie
Nie, wciskanie czytelnikowi książki tylko dlatego, że była „gratis”, jest niemoralne… To oszustwo! Albo reklama😂 ale za reklamę się płaci😉
Sama często czytam recenzje i się nimi sugeruje przy zakupie. Nawet (na szczęście) częściej niż książki. Recenzja pozwala czytelnikowi SAMODZIELNIE ocenić czy książka jest dla niego – czy nie.
A tak na marginesie, jest gdzieś do przeczytania Twoja recenzja tamtej książki? 😉
Hej, nie i nie będzie. I tak miałam duży dylemat, czy tą historię opisać. Jakoś nie lubię wyciągania brudów, ale powiem Ci, że tak sytuacja mocno mnie poruszyła, że potrzebowałam się trochę poskarżyć, a trochę dowiedzieć się od czytelników, co myślą o czymś takim, a trochę też im uświadomić, że nie warto bezgranicznie wierzyć tylko dobrym recenzjom. A co do zapłaty za reklamę, mam wrażenie, że autorka uważała wysłanie mi książki za wynagrodzenie. Ale problem niskich stawek, które wymuszają reklamodawcy na blogerach i to, że niektórzy się na nie godzą, to już osobny temat… Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za… Czytaj więcej »
Tak myślałam, ale wolałam zapytać. Wcale się nie dziwię – czasami lepiej nie publikować… A czasami…
Ciekawe ile wpisów z tego powodu nie powstało. Zapewne sporo. (również u mnie) 😉
Dlatego ja rzadko podejmuję się współpracy z polskim autorem, bo już wiele razy natknęłam się na podobne doświadczenia u innych blogerów, a ja cenię swoje zdrowie psychiczne i nie mam zamiaru wykłócać się z jakimś autorem, przekonanym o swojej wielkości 😂 A jeśli chodzi o naszą rodzimą literaturę, to potrafię być krytyczna 😀
Dziękuję za twój komentarz 🙂 Tak, autorka była przekonana, że napisała dzieło, a dzieło nie podlega krytyce. Podrzuć link do swojego bloga, chętnie poczytam i się czegoś nowego nauczę:)
Ja po takich wpisach jak Twój, mam wrażenie, że polscy autorzy nie potrafią przyjąć krytyki. Ja szanuję, że ktoś wkłada swój czas i serce w to co pisze, ale powinni mieć na uwadze, że pomimo tego można było coś jeszcze poprawić 🙈
redgirlbooks.blogspot.com 🙂
Brak słów, żeby skomentować poziom tej pani, o której piszesz. Twoja postawa budzi szacunek, widać, że jesteś uczciwa i profesjonalna, a postawa tej autorki jest wręcz oburzająca. To Ty mogłabyś mieć do niej pretensje, że poświeciłaś swój czas na czytanie czegoś malo wartościowego, po to, żeby ją poinformować o swojej opinii, czyli de facto jej pomóc. Chyba po to wysyłała książkę recenzentce, żeby się czegoś dowiedzieć? Widać, że nie ma się co bawić w uprzejmości z takimi osobami, tylko jak utwór jest słaby – od razu przerywać czytanie i odsyłać. Z taką 'dojrzałością” nie wróżę tej pani kariery literackiej. Powiedziałabym,… Czytaj więcej »
Myślę, autorka traktowała recenzję jako reklamę 🙂
PoZdraPozd Cię serdecznie ☺️
Wow, podziwiam za Twoją reakcję. Trudna sprawa i bardzo niewdzięczna. Dziwię się też bardzo pani „autorce”. Szczerze mówiąc, osobiście zdecydowanie wolę, gdy recenzja nie jest przesłodzona, bo wtedy mogę sama podjąć decyzję czy ryzykuję i kupuję czy nie. Jeśli widzę same superlatywy, to zapala mi się czerwona lampka z napisem „Uważaj, coś tu nie gra”.
Dziękuję Joanno:)
Kilkukrotnie otrzymałam książki do recenzji, i zawsze pisałam prawdę. Kilka razy zdarzało się, że pewne kwestie mi się nie spodobały, ale pisałam o nich wprost. Inna kwestia jest taka, że współpracowałam bezpośrednio z wydawnictwami, a książki, które otrzymywałam były ciekawe i dopasowane do profilu mojego bloga.
To miałaś szczęście Kochana, muszę powiedzieć 🙂
Hahaha, Kasiu, przepraszam, wiem, że kosztowało cię to mnóstwo stresu, ale liczyłam na choćby małą informację, co to za książka i kiedy doszłam do momentu, że to biografia — oplułam się ze śmiechu. Bo widzisz, pewności nie mam, ale wydaje mi się, że wiem, o kim pisałaś. Żeby było śmieszniej, mam podobne doświadczenie z nią — tylko, że u mnie na szczęście nigdy nie doszło do czytania tego przewybitnego dzieła 😛
To mówisz, że wielka autorka, kandydatka do Literackiego Nobla także z Tobą była w kontakcie? Nie chcę jej robić złej sławy, mogę tylko zdradzić, że jest to opowieść o Polce na emigracji 😉
Omg, haha, to na 100% ta sama osoba 😛 Aż pokażę twój wpis koleżance — myślę, że od razu też będzie wiedziała o kogo chodzi.
XD