Ktoś by powiedział, że cztery dni w Dominikanie, to za mało, by przelecieć pół Świata. Dla mnie jednak było to spełnienie marzeń. Marzeń o zobaczeniu na własne oczy tej pięknej wyspy, byciu na Karaibach i… napiciu się soku z kokosa prosto z owocu.
Pewnie już wiecie, że moja cudowna praca daje mi możliwość poznawania najpiękniejszych miejsc na Ziemi. Dzięki niej mogłyście już np. poznawać ze mną Hiszpanię kontynentalną i Wyspy Kanaryjskie, Tunezję, czy Zakynthos. Teraz czas na Dominikanę. W pigułce, ale jednak.
Marzyłam o Dominikanie od dawna
Myślałam, że to marzenie dłużej pozostanie w sferze marzeń. Byłam blisko wyjazdu wiosną. Jednak los chciał inaczej. Trochę mi było wtedy przykro, ponieważ zakwalifikowałam się na wyjazd, wyrobiłam nowy paszport i nawet wyciągnęłam walizkę, a tu w ostatniej chwili musiałam zostać w pracy. Jednak jak widać, co się odwlecze, to nie uciecze i udało się kilka miesięcy później.
Nie muszę Ci mówić jak byłam szczęśliwa, gdy się dowiedziałam, że polecę! Cieszyłam się jak dziecko, aż do utraty tchu. Ciągle tylko o tym myślałam i o tym mówiłam. Karaiby! Palmy! Słońce! Ocean!
Lecę do Dominikany
Żeby znaleźć się w Dominikanie nie trzeba zbyt wielu formalności, jak na te czasy. Wystarczy ważny paszport (to już miałam od pół roku), oraz kod QR, który generuje się po wypełnieniu formularza PLF na stronie https://eticket.migracion.gob.do/. Bez tego kodu nie wpuszczą Cię do kraju, więc trzeba to zrobić koniecznie. No i oczywiście trzeba tam dolecieć.
I to była moja kolejna radość, bo leci się tzw. Dreamlinerem (a przynajmniej Rainbow tak lata), czyli ogromnym, komfortowym samolotem dalekiego zasięgu. I przyznam Ci się, że to też było moje marzenie. Takie trochę zawodowe, ale jednak. Bardzo chciałam się dowiedzieć, jak jest w środku, jak się spędza te 11 godzin lotu, co jest podawane do jedzenia itp.
Podróż zaczęła się w Poznaniu. Nigdy nie byłam na tym lotnisku, więc kolejna nowość. Lotnisko nieduże, a odprawa sprawna. Na pewno dla początkującego podróżnika bardzo przyjazne, choć tylko jeden bar na całe lotnisko, to trochę mało. Przed tak długim lotem należy przybyć na lotnisko 3 godziny wcześniej. Leci się dużym samolotem, który pomieści około 300 pasażerów. Każdy pasażer musi zdążyć się odprawić (czyli okazać paszport, nadać bagaż i uzyskać kartę pokładową, rodzaj biletu), oraz przejść kontrolę bezpieczeństwa (o procedurach na lotnisku poczytasz we wpisie Pierwszy lot w życiu).
Nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu wsiądziemy do samolotu! Czas na lotnisku dłużył mi się niesamowicie. Tak bardzo chciałam już lecieć!
Na pokładzie Dreamlinera, czyli Boeninga 787
W końcu zaczął się boarding i zajęłam swoje miejsce. Trochę się obawiałam, że będzie ciasno i że nie wytrzymam tylu godzin w bezruchu, ale myliłam się. Miałam miejsce od korytarza, które na pewno jest bardziej komfortowe od tego przy oknie, czy w środku, więc super. Dobra wentylacja też robiła swoje.
Do tego na siedzeniu przede mną zainstalowany był monitor tylko do mojej dyspozycji. Mogłam na nim oglądać hity kinowe, seriale komediowe, czytać książkę, słuchać muzyki (nawet duży wybór tytułów), a nawet grać w gry i sprawdzać, gdzie aktualnie lecimy. Dostałam swoje jednorazowe słuchawki i można powiedzieć, byłam wyposażona na drogę. Aha, był jeszcze kocyk polarowy i podusia na wypadek, gdybym chciała się przespać. Wszystko zdezynfekowane i zapakowane.
Droga upłynęła mi więc nadzwyczaj szybko. Obejrzałam dwa filmy, trochę poczytałam, trochę porozmawiałam z koleżankami. Posłuchałam też muzyki. Bardzo ucieszyło mnie, że wśród muzycznych propozycji był koncert f- moll Chopina. Już nie pamiętam kiedy mogłam sobie po prostu siedzieć i słuchać ulubionych utworów. Bez gonienia, bez robienia czegoś w trakcie. Po prostu ja i muzyka gdzieś ponad chmurami. Bajka po prostu. Co jakiś czas zerkałam też na trasę naszego lotu. Lecieliśmy nad Niemcami, Holandią, Belgią. Potem ponad 7 tysięcy kilometrów oceanu…
Posiłki w Dreamliner’ze
W samolocie zjadłam dwa posiłki, do których poprosiłam o herbatkę z cytryną (była też kawa). Co było w menu? Coś w rodzaju naleśnika z warzywami i z mięsem (Dla wegetarian był przygotowany makaron z warzywami). Do tego bułeczka, masło, ser i kilka plasterków indyka, korniszonki i pomidorki koktajlowe. W zupełności mi to wystarczyło. Nawet myślałam, że to już całe wyżywienie na drogę. Tymczasem otrzymaliśmy jeszcze ok 1,5 godziny przed lądowaniem, ogromną bułkę z szynką i batonika. Jak dla mnie świat i ludzie. Przez całą drogę była też dostępna woda. Jeśli miałabym ochotę na jakieś procenty, to musiałabym zaopatrzyć się w sklepie bezcłowym na lotnisku, lub zakupić alko na pokładzie. Ceny mało przyjazne, ale wbrew pozorom, niektóre trunki były tańsze w przestworzach, niż w lotniskowym sklepie (np. whiskey).
Pewnie ciekawi Cię jak wygląda łazienka w takim samolocie. Otóż jest dość mała, ale wyposażona w sposób wystarczający. Oprócz toalety, umywalki i lustra, było dostępne oczywiście mydło, płyn odkażający, krem do rąk, chusteczki i kubeczki do mycia zębów. Można więc było wykonać podstawową toaletę. Nie zanotowałam też dłuższych kolejek, do łazienki, co w mniejszych samolotach często się zdarza.
Lot był spokojny. Turbulencji mało i w sumie to mnie bardziej bawiły, niż przerażały. Takie uczucie jakbyś jechała po wyboistej drodze. Śmiałam się więc, że daleko od Polski a drogi bez zmian.
W Dreamlinerze, jest także możliwość wykupienia lepszych, wygodniejszych, szerszych miejsc z jeszcze lepszym serwisem, w klasie Premium i Biznes. Ja jednakże z nich nie korzystałam, więc niewiele się mogę wypowiedzieć na ten temat. Jak kiedyś polecę taką klasą, nie omieszkam Ci tego opisać.
Na lotnisku w Puerto Plata
Na lotnisku przywitała nas uśmiechnięta obsługa lotniska. I to pierwsze wrażenie z Dominikany. Uśmiechnięci, spokojni mieszkańcy. Ach, i bachata, a może merengue? A może jedno i drugie? W każdym razie od tej pory ta łagodna muzyka towarzyszyła nam już prawie zawsze i wszędzie.
Dużą ulgą było odkrycie, że na lotnisku jest darmowe Wi-Fi. Po tym odkryciu od razu wszyscy się zalogowali i wysyłali info do domu, że dolecieliśmy szczęśliwie. Zabawny widok. Wszyscy, jak jeden mąż z nosami w smartfonach. I tak już było cały wyjazd gdy tylko udało się być w zasięgu jakiegoś Wi-Fi. Bo muszę Cię uprzedzić, że połączenia telefoniczne i przesył danych jest bardzo drogi. Jeśli potrzebujesz stałej łączności z Polską, lepiej kup kartę SIM w Dominikanie. Możesz to zrobić już na lotnisku w cenie ok 20-30 USD (podobnie w hotelowych sklepikach), lub na mieście o połowę taniej. Do zakupu karty potrzebny Ci będzie paszport (Ale tak poza tym nie noś go przy sobie. Jak zginie będzie nie lada kłopot – Polska nie ma swojej ambasady, czy konsulatu w Dominikanie. Po pomoc trzeba zgłosić się np. do konsulatu Niemiec , który mieści się stolicy wyspy – Santo Domingo, więc sama rozumiesz).
A jak o łączności mowa, to jeszcze przed wylotem zorientuj się , gdzie i jakie będziesz miała WI-Fi, bo może się okazać, że ta karta SIM to będzie zbawienie. Każdy hotel inaczej oferuje dostęp do Wi-Fi. W większości hoteli choć minimalny dostęp np w hotelowym lobby jest. Ale często jest też płatny i niedostępny w pokojach.W moim hotelu (Senator Puerto Plata i Playa Bachata Resort) internet był dostępny bezpłatnie na terenie całego hotelu, ale nie jest to regułą.
Uczulam Cię. Jeśli jesteś poza Europą i nie chcesz stracić milionów monet. załóż sobie jeszcze w Polsce blokady na internet w swojej sieci, wyłącz dane komórkowe, jeśli masz polską kartę SIM i korzystaj z darmowego Wi-Fi, albo z kupionej w Dominikanie karty SIM.
Zaskoczeni deszczem
Sprawdzenie dokumentów poszło sprawnie i niebawem znaleźliśmy się w parnym, nocnym powietrzu Dominikany, tuż po tropikalnej ulewie. Jak to?! Deszcz tutaj?! A tak. Dominikana posiada dwie pory. Suchą i mokrą. Pora mokra trwa mniej więcej od maja do listopada. Pora sucha, troszkę chłodniejsza to okres między grudniem, a marcem. Jak widać, czasem może się troszkę przeciągnąć.
Deszcze, które się pojawiają podczas pory deszczowej są ciepłe, króciutkie (choć czasem intensywne), przychodzą znikąd i nie wiadomo kiedy przemijają, a na przebłękitnym niebie znów niepodzielnie panuje słońce. Możesz więc odwiedzać Dominikanę praktycznie cały rok. Te dominikańskie opady były tylko powodem do naszych żartów. Były też dla nas dość niezwykłe, ponieważ w grudniu już raczej nie powinny się przytrafiać.
Przy czym cały czas jest ciepło. Temperatury nie spadają poniżej 20st. Podczas mojego pobytu wahały się pomiędzy 23 w nocy a 29 w dzień. Przyjemnie, prawda?
Zaletą takiego klimatu jest niewątpliwie najpiękniejsza zieleń, jaką do tej pory widziałam. Jest tak soczysta, że można ją pić wielkimi haustami, a roślinność tak bujna i walcząca o przestrzeń, że aż niewiarygodna.
Dojechaliśmy do hotelu i zakwaterowaliśmy się w pokojach. Wreszcie chwila relaksu po podróży. Otworzyłam balkon a tu… bachata i księżyc, który w tej części Świata jest łódeczką! W tle góry i słychać szum oceanu. A do tego najpyszniejszy rum na Świecie z dodatkiem sprite, czyli Santo Libre. Na prawdę jest boski! „Santo” – jakże dobrze dobrana nazwa. Naprawdę jestem w raju…