Kolejne dwa dni na Dominikanie, to już w większości praca, choć i na zobaczenie Puerto Plata też się znalazła chwila. Zwiedzałam hotele położone w północno-wschodniej części Dominikany, by móc później jak najlepiej doradzić moim Klientom. I wiesz co? W Dominikanie nawet zwiedzanie hoteli jest bardzo, bardzo przyjemne.
Niektóre z hoteli witały nas pokazami tanecznymi, a w każdym częstowano nas pysznymi drinkami (oczywiście bezalkoholowymi), które dawały energię na następne kilometry hotelowych korytarzy i ogrodów. A już same ogrody sprawiały, że bardziej czułam się jak na miłym spacerze, niż w pracy.
Zieleń
Znakomita większość odwiedzonych przez mnie hoteli posiada przepiękne, rozległe tereny zielone. A jak już wiesz zieleń w Dominikanie jest przecudowna. Nie musisz się wybierać na specjalne wycieczki, by zobaczyć jak w naturze rosną awokado, banany, kokosy i inne owoce, ponieważ masz je w hotelu. Palmy kokosowe zachwycają swoimi rozłożystymi pióropuszami, palmy bananowe zadziwiają swoją wachlarzową formą, a awokado wielkości główki dziecka jest na wyciągnięcie ręki. Do tego mnóstwo kolorowych kwiatów i fikusy ogromne jak nasze najstarsze dęby.
Jakby tego było mało w hotelu Iberostar Costa Dorada po fontannach brodziły różowe flamingi, a po trawnikach przechadzały się pawie, które spotkałam też w Tropical Lifestyle. W jednym z hoteli -Viva Vyndham Heavens na plażę idzie się wzdłuż jeziorka, obrośniętego dżunglą. Ogromne monstery oplatają drzewa jak nasze bluszcze. A z jeziorka, gdy tylko się zbliżasz wyczłapują się żółwie w oczekiwaniu na swoje ulubione warzywa z hotelowej restauracji.
Jak już o plażach mowa, dominikańskie plaże są wręcz pocztówkowe. Piasek delikatny, przypominający nasz swojski, bałtycki. Ocean ciepluteńki i rozfalowany. Strzeliste palmy i te kładące się na piasku są wszechobecne, nie ma więc potrzeby używania parasoli. Hotele posiadają własne plaże, jak się domyślasz leżaki są na nich bezpłatne.
Zaskakująca była plaża przy hotelu Casa Marina Beach and Reef. Wyglądała, jakbym raptem przeniosła się na Teneryfę! Na części plaży królowały, wulkaniczne skały, a wśród nich małe baseniki, w których relaksowali się goście hotelowi spoglądając na ocean. Tuż obok była piękna piaszczysta zatoka okolona skałami, przy których podejrzewam, że mogły żerować rybki, gdyż znajdowało się tam centrum nurkowe.
Baseny i rozrywki
W wakacyjnych hotelach nie może zabraknąć basenów. Basenów jest dużo, zazwyczaj o nieregularnych kształtach. Nie zanotowałam zjeżdżalni. Za to w zależności od hotelu, można było zaobserwować boiska, stoły bilardowe, siłownie. Niektóre hotele sąsiadowały z polami golfowymi. Każdy hotel organizował animacje, z których największym powodzeniem cieszyły się wszelkiego rodzaju tańce, szczególnie te w wodzie. Na plażach niektórych hoteli widziałam też katamarany, kajaki i szkółki kajtowe. Jeśli oczekujesz konkretnych aktywności, dobrze jest dopytać o nie przy wyborze hotelu.
Zaczęłam od hotelowych terenów, ponieważ dla mnie jest to bardzo istotna część hotelowej infrastruktury. Jak jest fajny, rozległy teren, to od razu jest co robić i gdzie spędzać czas, bo umówmy się, w pokoju raczej się tylko śpi. Tereny hotelowe w odwiedzonych przeze mnie hotelach jak najbardziej spełniły moje oczekiwania. Jest gdzie spacerować, cieszyć oczy i łapać klimat.
Jedzenie
Przeważa uniwersalna kuchnia kontynentalna. Dzieciaki mogą być spokojne o frytki, spaghetti i pizzę ( w Iberostarze i Senatorze były naprawdę pyszne). Na śniadania poza serami i wędlinami zjesz omlet, czy jajka na kilka sposób. Obiadowe dania są różnorodne. Generalnie każdy znajdzie coś dla siebie. Będą owoce morza, ryby, wołowina, drób, jagnięcina, kozina, wołowina. Dla osób nie spożywających mięsa też się coś znajdzie. W Weganie także nie powinni chodzić głodni. Podstawą wyżywienia Dominikańczyków są smażone banany pastewne i ryż z fasolką, które także znajdziemy w hotelowych restauracjach. Jest też ogromy wybór pysznych owoców i soków.
Wiadomo, że wraz z klasą hotelu, rośnie jakość i wybór hotelowych potraw, ale nawet w tych tańszych hotelach nie powinniśmy chodzić głodni. To czego niekoniecznie możecie się spodziewać, to czarna herbata. W Dominikanie nie pija się herbaty, więc dla nich wszystkie herbaty to to samo. Mięta, czerwona, czarna, owocowa, czy zielona. Niekoniecznie będą wiedzieli o co Wam chodzi, gdy którejś zabraknie.
Pokoje
Pokoje hotelowe mieszczą się budynkach o zazwyczaj zachowanym karaibskim stylu. Budynki pomalowane są na biało i pastelowo. Niektóre wręcz posiadają dachy wykończone strzechą dla nadania im jeszcze bardziej karaibskiego wyglądu. Raczej nie są wysokie – max 2 piętra i ładnie się komponują z otaczającą zielenią.
Trudno tu generalizować, ponieważ wiele zależy od klasy hotelu i wybranego typu pokoju. Nie chcę Cię zanudzać pokojami w hotelach. Dość , że wszystkie odwiedzone przeze mnie hotele miały pokoje czyste i z klimatyzacją sterowaną indywidualnie, co w tamtejszym klimacie ma ogromne znaczenie.
Poziom higieny miło mnie zaskoczył zważając, że to kraj „południowy” i dość biedny. W łazience, często po sprzątaniu czekały na nas kwiaty, a pościel była biała i sztywna jak karta.
Podsumowując
Wiem, że poleciałam ogólnikami, ale nie ma sensu opisywać tutaj poszczególnych hoteli i warunków w nich panujących. Chciałam żebyś wiedziała, że to są fajne miejsca do miłego spędzania wakacyjnego czasu, że jest tam sympatycznie, czysto, zielono i klimatycznie. Każdy z nich ma swój charakter i to coś, za co go pokochasz i będziesz chciała wracać (a na powracających gości czekają szarfy na drzwiach i niespodzianki, pierwszy raz się z czymś takim spotkałam, to było szalenie sympatyczne). Po szczegóły i tak przecież zgłosisz się do biura podróży, prawda?
A na końcu bonus – Puerto Plata
A teraz mała nagroda za cały dzień pracy: spacer po Puerto Plata. Nie mieliśmy zbyt wiele czasu, zaledwie popołudniową chwilę. Zajrzeliśmy więc jedynie na stare miasto Puerto Plata, czyli Srebrnego Portu.
Nie wyobrażaj jednak sobie kamieniczek. Centrum starego Puerto Plata to głównie urocze domki o drewnianych fasadach pamiętających koniec XIX wieku, pomalowane na pastelowe kolory. Domki, jak dla lalek połączone są przedziwną plątaniną kabli, prowadzących do liczników, umiejscowionych w zaskakujących miejscach.
Boczne ściany budynków zdobią przekolorowe murale. To one i parasolki z parasolkowej ulicy sprawiły, że poczułam się jak w moim rodzinnym mieście.
Na środku rynku stoi urocza rotunda La Glorieta, której zastosowania nie udało mi się ustalić. Jak na prawdziwy rynek miasta przystało, jest też ratusz i kościół (chyba jedyne murowane budynki na rynku) i pomniki bohaterów narodowych.
Z pobliskiej szkoły wybiegły dzieciaki, goniąc się i szalejąc, jak to dzieci. Nie udało mi się zrobić im zdjęcia z ukrycia.Gdy zobaczyły, że chcę im zrobić zdjęcie, natychmiast zaczęły machać i pozować uśmiechnięte od ucha do ucha.
Na ulicach panuje dość duży ruch, wśród aut różnego autoramentu i często bez rejestracji, przemykają skuterki i motocykle, starannie wypucowane przez swoich równie mocno zadbanych właścicieli. Trochę mniej zadbane są skuterki „rodzinne”, na których potrafi zmieścić się czteroosobowa rodzina. Wszystko w sporym hałasie i chaosie. Nad tym ulicznym rozgardiaszem panuje policjant, kierujący ruchem na skrzyżowaniu. Jednak gdy spragniony opuszcza swój posterunek, by napić się kokosowej wody prosto z kokosa zakupionego od ulicznego sprzedawcy. Cały ład i kolejność wjeżdżania na skrzyżowanie znów znika.
Nieopodal rynku znajdziesz różową uliczkę Paseo de Dona Blanca, a kilkadziesiąt metrów dalej uliczkę przyozdobioną 178 kolorowymi parasolkami. Przez tutejsze przewodniki zachwalane, jako jedne z większych atrakcji miasta, choć jak na mój gust, są tu ciekawsze miejsca w Puerto Plata do zobaczenia.
W centrum Puerto Plata namierzyłam też kilka sklepików z pamiątkami, których sprzedawcy witają Cię przyjaznym „Hola”, zapraszając do środka. I warto wejść, bo magnesiki, czy inne drobiazgi zawsze miło przywieźć z podróży.
Jeśli chcesz przywieźć coś wyjątkowego, poszukaj niebieskiego kamienia larimal, który wydobywany jest tylko w Dominikanie. Okoliczne sklepiki oferują go w otoczeniu srebra, jako bransoletki, przywieszki, kolczyki, wytwarzane na miejscu przez miejscowych rzemieślników. Jest dość drogi, ale da się kupić jakiś drobiazg z jego udziałem w przystępnej cenie.
Kolejnym prezentem z Dominikany jest… bursztyn. Tutaj wykopywany. Jest znacznie młodszy od naszego bursztynu, dlatego jest dość przezroczysty. Często spotkamy w nim zatopione insekty, czy fragmenty roślin. W Puerto Plata jest z resztą muzeum, w którym znajduje się bursztyn, od którego zaczęła się opowieść filmu „Jurrasic Park”.
Popularnym prezentem jest też lokalny „lek na wszystko”, czyli Mamajuana – nalewka na ziołach, którą sprzedawcy w sklepikach chętnie Cię poczęstują, abyś potem tym chętniej coś u nich kupiła. A gdy już kupisz, odpowiednio się przy tym targując, otrzymasz ręcznie wystawiony paragon z pieczątkami, zupełnie jak za starych, dobrych czasów u nas.
Nie wszystko udało mi się zobaczyć
Podczas mojego ekstremalnie krótkiego spaceru po miasteczku, skróconego na domiar przez 5 minutową ulewę, która zmoczyła mnie do suchej nitki, nie zdążyłam już więcej zobaczyć. Ale myślę, że można byłoby tu spędzić cały dzień. Chociażby zdobyć górę Izabel de Torres, z której rozpościera się przepiękny widok na Ocean Atlantycki, a na którą można było do niedawna wjechać kolejką, niczym na Kasprowy (w planach jest ponowne jej uruchomienie, tylko nikt nie wie kiedy). Na górę można też się wspiąć idąc wśród przepięknej, egzotycznej zieleni, by na szczycie zobaczyć pomnik Chrystusa prawie identyczny, jak w Świebodzinie, czy Rio i pochodzić po ogrodzie botanicznym. Nie dotarłam też do starej latarni morskiej, ani do jednego z pierwszych fortów na Karaibach Fortu San Felipe. Co oznacza, że kiedyś będę musiała tam wrócić i nadrobić zaległości.
Zdążyłam za to na chwilę wpaść do lokalnego marketu, który jako żywo przypominał nasze europejskie, z tą różnicą, że oferował lokalną kawę, oraz przepyszny rum dominikański, którego kupiłam nieprzyzwoitą ilość do domu i na prezenty (nie wiem jakim cudem przeszłam kontrolę celną w Polsce).Polecam Brugal’a i Macorix’a. Szczególnie ten drugi przypadł mi do gustu. Bardzo polecam. I jak na Dominikanę przystało, znów rumem zakończymy opowieść…
W kolejnych tekstach napiszę Ci co ciekawego widziałam w Dominikanie i słyszałam o codziennym życiu mieszkańców. Mam nadzieję, że zajrzysz jeszcze do mnie,