Sewilla i Kadyks, to miasta, których nie zdążyłam obejrzeć będąc ostatnio w Andaluzji. Bardzo więc się ucieszyłam, gdy okazało się, że podczas wyprawy na Costa de la Luz będę miała okazję odwiedzić te perły południowo – zachodniej Hiszpanii.
Costa de la Luz
Costa de la Luz (Wybrzeże Światła) to oceaniczne wybrzeże Hiszpanii położone na zachód od Giblartaru. Znalazłam się na nim tuż po krótkiej wizycie w Portugalii. Wystarczy przeprawić się mostem przez graniczną rzekę Gwadiana i przesunąć godzinę do przodu.
Costa de la Luz to setki kilometrów przepięknych, piaszczystych plaż o bielutkim, miałkim jak cukier, piasku. Szerokie plaże, gdyby nie palmy i cudne muszelki, których nie da się nie zbierać, jako żywo przypominają nasze bałtyckie. Miłośnicy sportów wodnych odnajdą tu raj dla siebie, a spacerowicze schludne promenady i malownicze, zadbane miasteczka.
Costa de la Luz jest równie piękne jak Costa del Sol. Posiadają wspaniale rozwiniętą infrastrukturę hotelową, ale tutaj jest więcej spokoju i lokalnych klimatów. Jeśli chcesz poznać taką, prawdziwą – hiszpańską, Hiszpanię, udaj się właśnie na Costa de la Luz. A gdy już nacieszysz się słońcem, opalaniem, lenistwem i kąpielami w oceanie, wyrusz by zobaczyć dwie perełki tych okolic – Sewillę i Kadyks.
Sewilla
„Kto nie widział Sewilli, ten nie widział cudu” – mówią mieszkańcy Sewilli o swoim mieście i rzeczywiście, to czwarte co do wielkości miasto Hiszpanii, jest jednym wielkim cudem. Wspaniałe, cudnie zdobione budowle i bujna , zadbana zieleń, robią ogromne wrażenie.
Sewilla leży w Andaluzji, u brzegów rzeki Gwadalkiwir, która umożliwiała dotarcie statkom Kolumba i jego następców aż tutaj. Dzięki temu stała się ważnym i bogatym ośrodkiem stanowiącym centrum handlu z Nowym Światem (głównie z Ameryką), czego ślady oglądamy do dzisiaj podziwiając bogactwo historycznej części miasta.
Poza bogactwem zabytków będącym mieszaniną stylów i noszącym ślady wpływów Mauretańskich, zachwyca zieleń Sewilli. Sewilla pełna jest drzewek gorzkich pomarańczy, sprowadzonych na Półwysep Iberyjski przez Maurów. Drzewka pomarańczowe dają błogi i bardzo pożądany tutaj cień. W czasie kwitnienia są też przepiękną ozdobą miasta, a wokół nich unosi się cudowny zapach, zapach który uważany jest za powód i przyczynę zawsze dobrego nastroju mieszkańców Sewilli. Okazuje się bowiem, że wydzielający się z kwiatów gorzkiej pomarańczy olejek eteryczny, zawiera naturalne antydepresanty. Jeśli macie ochotę spróbować wiszących wszędzie gorzkich pomarańczy, uprzedzam, że gorzkie pomarańcze nie są zbyt smaczne, ale… można zrobić z nich pyszną konfiturę, której wielką fanką była angielska królowa Elżbieta II.
Zwiedzanie zaczynamy od Ogrodów Marii Luisy. Założeniem twórców parku było stworzenie „tajemniczego, romantycznego” ogrodu. W ogrodzie i przy pobliskich ulicach znajdują imponujące się pawilony budowane na Wystawę Iberoamerykańską w 1929 roku. Każdy pawilon poświęcony był kolejnej kolonii Hiszpańskiej.
Jednak najbardziej zachwycającą częścią trasy wiodącej przez Ogrody Marii Luisy, jest słynny Plac Hiszpański. Tutaj to dopiero się czuje ducha Andaluzji! Zewsząd słychać dźwięki gitary i przytupywanie tancerek flamenco. Dookoła placu płynie kanał poprzecinany mostkami wyłożonymi płytkami azulejos i o cudnie zdobionych balustradach. Każdy mostek symbolizuje jedno z byłych królestw Hiszpanii Aragonię, Kastylię, León i Nawarrę. Płytki te zdobią także ściany otaczającego plac Pałacu tworząc wnęki z ławeczkami. Każda wnęka do jeden dystrykt Hiszpanii. Plac Hiszpański sprawił, że zakochałam się w Sewili bez pamięci…
Z Placu Hiszpańskiego udajemy się do Dzielnicy Santa Cruz. Znajduje się tu tzw. „Trójkąt Unesco”, czyli trzy zabytki stojące obok siebie, a wpisane na listę Unesco: Pałac Królewski Alcazar (w którym wciąż pomieszkują hiszpańscy królowie), Główne Archiwum Indii, oraz Katedra Najświętszej Marii Panny.
Katedra Najświętszej Marii Panny zbudowana jest na ruinach dawnego meczetu, z którego pozostało nieco pamiątek architektonicznych, z których najciekawsza jest wieża La Giralda. Niegdyś minaret. Co ciekawe, nie jest okrągła, jak kojarzymy minarety, a na planie kwadratu. Nie ma też schodów, a na jej szczyt wchodzi się po pochylniach. To tymi pochylniami muezin wjeżdżał niegdyś 5 razy dziennie na osiołku, by wzywać wiernych do modlitwy. Wstęp na wieżę kosztuje 11 Euro i zdecydowanie to są pieniądze warte wydania. Z jej szczytu rozpościera się wspaniała panorama Sewilli.
Sewilla to także miasto ściśle związane z operą. To tutaj mieszkała Carmen z opery Bizeta, I Figaro z „Cyrulika Sewilskiego”. Przez miasto prowadzą całe szlaki wiodące śladami operowych postaci.
Tę krótką wycieczkę (za krótką)zakończyłam w okolicach Złotej Wierzy tuż nad Gwadalkiwir. Po drodze mijam Fabrykę Cygar Arenę Walk Byków z muzeum Corridy i przeciekawą wystawę czasową z czaszkami.
Będą w Sewilli warto wpaść do jednej z tutejszych knajpek na tapas złożone z szynki jamon serrano i tutejszych serów z dodatkiem pysznego, słodkiego wina pomarańczowego – wina de maranha, oraz spróbować pieczonych kasztanów od ulicznych sprzedawców.
Szkoda wyjeżdżać z tego pięknego, kolorowego, ale też pełnego uroczych wąskich, krętych uliczek, miasta. Jednak trzeba jechać dalej.
Kadyks
Do Kadyksu wjeżdżamy jednym z najdłuższych mostów na świecie. Miasto to jest właściwie wyspą na oceanie połączoną cienką nitką ze stałym lądem. Jego lokalizacja determinuje więc jego charakter. Do tego najstarszego miasta zachodniej Europy przybywali starożytni Rzymianie, Fenicjanie, czy Maurowie. To to miasto żyło z handlu wszystkim, co sprowadzaną drogą morską z Afryki, oraz kolonii hiszpańskich. W wiekach średnich miasto uważane było za ekskluzywne i bardzo światowe. Aż pachniało od przypraw, kakao, kawy i tytoniu. Handlowano tu wszystkim od złota, srebra, przypraw, czy kakao po jedwab i … niewolników.
Na dachach budynków możemy zaobserwować charakterystyczne wieże, z których kupcy wypatrywali statków wiozących wszelkie dobra, i którzy za pomocą tajemnych znaków ubijali interesy z kapitanami jeszcze zanim Ci zawinęli do portu.
Na jedną z wież (Torreta Tavira) można wejść i zobaczyć panoramę miasta. Jednak większą atrakcją jest umieszczona w niej camera obscura. Można więc zobaczyć jak działał ten średniowieczny prototyp aparatu fotograficznego. Okiem camery oglądamy na żywo całe miasto. Fantastyczne doświadczenie. A widok białego od góry patrząc, miasta – bezcenny.
Kadyks ma dość ciekawą i nietypową dla Andaluzji architekturę. Ulice odchodzą pod kątem prostym od placów. Styl jest bardziej europejski, niż andaluzyjski. A to dlatego, że w XVI wieku miasto doszczętnie spalili korsarze. Jednak jako cenny punkt wymiany handlowej ze światem, zostało odbudowane przez kadykskich kupców. Dachy są tu płaskie a balkony zabudowane. To za przyczyną silnych wiatrów targających miastem od oceanu. Jeden z nich Lawante – bardzo silny i męczący, przynosi ponoć prorocze sny.
Domy buduje się tutaj z kamienia muszelkowego, wydobywanego z oceanu. Początkowo mieszkańcy Kadyksu przykrywali ten kamień, uważając go za mało elegancki. Jednak gdy zauważono jak jest trwały, odporny na sól wszechobecną w powietrzu, zaczęto go eksponować. Dlatego z poziomu pieszego miasto jest pomarańczowo-miodowe, jak piasek na plażach Kadyksu.
Cały cypel Kadyksu można przejść parkami i ogrodami. Mijamy przeogromne fikusy, drzewka chlebowe, granaty, draceny, oleandry i wiele innych.
Kadyks ma bardzo ciekawą historię. Jako jedyne miasto Hiszpanii oparł się najazdowi wojsk Napoleona Bonaparte i to tutaj uchwalono pierwszą w Hiszpanii konstytucję (popularnie zwaną La Pepa) w akcie sprzeciwu przeciw francuskiej agresji. Tutaj też powstał pierwszy szpital dla kobiet w XVIII w. Budynek szpitala istnieje do dziś, a w nim możemy podziwiać obraz El Greco ofiarowany szpitalowi. Na uwagę zasługuje także katedra z XVIII wieku.
Warto też wybrać się na starą plażę wraz ze znajdującym się na niej sanatorium, które „udawało” Kubę w filmie o Jamesie Bondzie „Śmierć nadejdzie jutro” i trzeba powiedzieć, że Kadyks przypomina nieco Kubę. Nawet jest nazywany Małą Kubą. Znów w nowej części miasta znajduje się natomiast raj dla surferów i windsurferów, czyli 8km wietrznych, słonecznych, szerokich plaż. Poplażowałoby się oj…
Będąc w Kadyksie, trzeba spróbować ryb i owoców morza z miejscowej smażalni, oraz tutejszych churros, które są cieńsze, a przez to smaczniejsze, niż w pozostałych częściach Hiszpanii. Warto kupić je w knajpce dla lokalesów np. przy tutejszym targu rybnym.
Muszę powiedzieć, że wybrzeże Costa de la Luz bardzo przypadło mi do gustu. Piękne plaże, czyste, białe miasteczka, bliskość lokalnej społeczności, pyszne jedzenie i cudowne wina, to coś co tygrysy lubią najbardziej. Przyznać jednak muszę, że zbyt mało miałam czasu, na powłóczenie się po Sewilli i Kadyksie tak, by posmakować te miasta, zatrzymać się na dłużej, powdychać ich atmosferę. Ale jeszcze kiedyś tam wrócę. Na pewno.
Jeśli masz ochotę poznać więcej uroków Andaluzji, zajrzyj do innych moich wpisów : Andaluzja warta zobaczenia cz.1 – Caminito del Rey, Malaga, Ronda i Andaluzja warta zobaczenia cz.2 – Granada, Giblartar, Cabo de Gata, boskie flamenco