Obserwując polskie społeczeństwo zauważyłam, że robi się u nas trochę jak we Włoszech. I niestety nie chodzi o słoneczną pogodę, czy dolce vita. Mam raczej na myśli „mammisimo”, czyli dorosłych, małych synków swoich mam, których coraz częściej mam okazję spotykać. I tak myślę (parafrazując Jana Zamoyskiego), że: Takie będą losy kobiet, jakie ich synów (nie) wychowanie.
Michaś
Michaś ma 27 lat. Mieszka z mamą. Nie ma dziewczyny. Po co mu dziewczyna? Trzeba kupować kwiaty, zapraszać do kina i w ogóle starać się. To się nie kalkuluje. W 2-pokojowym mieszkaniu zajmuje dwa pokoje. Żadnego z nich nie sprząta, nigdzie nie sprząta. W całym mieszkaniu walają się jego rzeczy, niedojedzona pizza, niedopita kawa, w towarzystwie majtek, skarpetki w spodniach tuż przy drzwiach od łazienki. Buty porozrzucane, obok mokry ręcznik po kąpieli. Jak mamie przeszkadza, to może pozbierać jego rzeczy, tylko niech czegoś mu nie zgubi, albo nie popsuje. Przecież pracuje! Niech się mama cieszy. Ale do czynszu, do zakupów się nie dokłada. Za mało zarabia. Czy mama wie ile kosztuje kawa, albo piwo na mieście??? A kurs gry na gitarze?? Więc wszystko opłaca matka, z pensji jeszcze mniejszej. Nawet ubrania mu kupuje, bo Michałek nie ma głowy do rzeczy tak przyziemnych, jak konieczność schludnego wyglądania. Jak mama chce żeby wyglądał, niech mu kupuje. Więc mama kupuje, wymienia jak Michałek w domu przymierzy i stwierdzi, że za małe, za duże, nie takie. Generalnie to jest na nią obrażony, bo zadaje za dużo pytań. Jednak gdy jest głodny pisze SMS z sąsiedniego pokoju: „odgrzej mi zupę”….
Maruś
Podobnie Maruś lat 30. Mieszka z dziewczyną na parterze domu mamy. Mama na górze. Maruś nie pracuje, bo po co? Wszystko już ma. Dom, samochód, co mu jeszcze trzeba? Są z dziewczyną na garnuszku mamy. Nie gotują, nie sprzątają. Nie dokładają się do mediów. Śniegu Maruś nie odgarnie, bo jest zmęczony. Ma córeczkę, którą na pewno mama się chętnie po pracy i w niedziele zajmie. Przecież Maruś potrzebuje czasem czasu dla siebie. Do lekarza mamy nie zawiezie bo ma spotkanie w sprawie pracy – piąte w tym miesiącu. Mama przecież sobie jakoś poradzi…
Piotruś (pan)
Lat 40 z hakiem. Nawet się ożenił i ma dzieci. Nawet firmę założył. W firmie pracowała żona, ale firma była jego. On wystarczy, że reprezentował. Niedobra żona, nie chciała się bawić w środku tygodnia, nie zgadzała się na jaranie trawy w domu. Marzył o motocyklu, ale nie było go stać. Poszedł do mamy, poprosił, dostał. Były kłopoty finansowe w firmie. Poszedł do mamy, pogadał, dostał. Życie pełne obowiązków, zapracowana żona, wiecznie czegoś wymagające dzieci, nużyły go i drażniły. Wreszcie znalazł sobie miłą Elę, która go rozumie. Nie mówi o dzieciach i problemach. Chodzą razem do teatru, wyjeżdżają na wakacje. Wreszcie złapał oddech. Jest miło. Kasa płynie. Nie martwi się zbytnio. Na wszystko będzie. Wystarczy powiedzieć mamie, że dzieci dużo kosztują, że była żona rozrzutna, trochę pokazać się w firmie, a mama sypnie kasą i po kłopocie. Tymczasem mama – bizneswoman lat 70 – zamiast na emeryturze, całe dnie spędza w pracy. Ktoś przecież musi pilnować interesu…
Tomuś
Tomuś najmłodszy w tym towarzystwie, ma szanse jeszcze się nie zepsuć do końca, ale kto jego mamie to wytłumaczy? Tomuś ma 18 lat. Zaczyna dopiero dorosłe życie. Od małego mama siedziała z nim nad lekcjami, pisała mu wypracowania, odprowadzała do szkoły i ze szkoły. Jako jedyna brała udział w dziecięcych przyjęciach. Pilnowała na każdym kroku. Nie pozwalała na samodzielne wyjścia z domu w okresie gimnazjum. Na zakończenie gimnazjum postanowiła napisać scenariusz ostatniego przedstawienia. Zebrała dzieci i rozdała role. Zorganizowała składkę na prezenty i kwiaty dla nauczycieli, bo dzieci (lat 15-16) przecież sobie nie poradzą, a przedstawienie one zrobią same, pożal się Boże…. Tomuś pierwszy w klasie zaczął palić papierosy, lubi wypić. Dziewczyny traktuje przedmiotowo. Mamie potrafi dosadnie odpowiedzieć…
Drogie mamy chłopców zastanówcie się, czy czasem w którejś z powyższych mam nie widzicie siebie. Czy Wasi synowie to przypadkiem nie kandydaci na Michasia, Tomusia, czy Piotrusia. A może już nimi są? Jeśli tak, to może czas na przemyślenia?
Kobiety często narzekają na swoich mężów, na swoich synów, ale czy aby nie jest tak, że same sobie są winne? Wychowują chłopców na narcystycznych, egoistycznych, niedojrzałych mężczyzn nadmiarem źle rozumianej miłości matczynej. Kochają, bezgranicznie, ślepo i bezkrytycznie. Zalewają dzieci swoją nadopiekuńczością, nie dającą przestrzeni na własne doświadczenia i naukę odpowiedzialności. Rezygnują z własnych potrzeb na rzecz potrzeb dziecka, które później uważa, że to normalne, iż tylko jego potrzeby się liczą.
Kochane Mamy Wasza rola jest ogromnie ważna. To od Was zależy jakie życie będą miały ich partnerki. Jakie życie będziecie miały Wy same na starość. Czy przysłowiową szklankę wody będzie Wam miał kto podać?