20.03.2019 Postanowione. Rozpoczynam walkę o wagę. Zaczynałam odchudzanie już raz w tym roku, ale chyba brakło mi motywacji. Do tego moja rodzinka, gdzie każdy na innej diecie i ja dojadająca po wszystkich, bo się zmarnuje. Dość tego. Biorę się za siebie, bo co to ma być, żeby moje własne majtki mi się w tyłek wpijały? Spodnie ledwo dopinam i w ogóle czuję się jak słoń. Gdzie mój rozmiar 36-38 ja się pytam?!
Wracam do siebie i mojego rozmiaru.
Dość już marudzenia i szukania wymówek. Waga 70,1 kg, dawno przekroczyła granice mojej tolerancji. To przesądza sprawę ostatecznie. Odchudzam się. Dla swojego zdrowia, swojego samopoczucia, luźnych spodni i majtek, oczywiście. Nie zamierzam kupować niczego nowego, a tym bardziej ogromnego. Ma wrócić dawna ja i dawna waga!
Tylko jaką strategię wybrać?
Nie chce mi się kombinować z daniami, jakie zazwyczaj proponują dietetycy. Kto ma na to czas? Może dieta Dukana? Prosta i skuteczna. Ela już schudła 5 kg na niej. Ja kiedyś też zrzuciłam w ten sposób sporo. Hm to może być dobry pomysł. Ok, będzie Dukan. Niektórzy mówią, że nie do końca zdrowy, bo obciąża nerki i coś tam jeszcze, ale Ela zrobiła badania i nic jej nie jest. A ja jestem serio zdesperowana. Zaczynam już teraz od jajek na śniadanie. Potem jogurt, na obiad pierś kurczaka na parze, twarożek na podwieczorek i wędlina drobiowa na kolację. Żegnajcie ukochane ziemniaczki, chlebku z masełkiem i kluseczki. Niech się dzieje co chce. Samo się nie schudnie, a zrzucić trzeba 5 kg, a jak się zbytnio nie pomarszczę to i drugie tyle. Utęskniona ja w rozmiarze 38 przybywaj!
21.03.2019
waga 70 kg. Powiedziałam domownikom, że mają mnie nie uwzględniać przy swoich planach obiadowych. Przez kilka dni będę teraz jadła mięso i serek. I oczywiście problem. Babcia: „Taaaak? To kto teraz będzie jadł w tym domu?” Rozumiecie!? JA jestem od jedzenia! Mój facet: „Oszalałaś?! Same białka?! A gdzie witaminy? Masz jeść warzywa!” Ok. Na warzywa się zgadzam. Ale na owoce na razie nikt mnie nie namówi. Dobra. Ustalone. Aha no i piję wodę. Nie jest źle z tym piciem wody. Już trochę nabrałam takiego nawyku przy noworocznych postanowieniach. Piję ok. 1 litra dodatkowej wody dziennie. Trzeba jednak podnieść stawkę.
22.03.2019
waga 69,9 kg. W menu: śniadanie – sałatka z 2 jajek, ogórka i rzodkiewek, kawa mleczna. II śniadanie – jogurt owocowy light (nie no, naturalnego samego nie przełknę), obiad – pierś z kurczaka curry i pół kalafiora, podwieczorek – twarożek wiejski light, kolacja – hm i tu pojawił się problem. Miały być warzywa po chińsku z kurczakiem, ale w warzywach pojawił się makaron ryżowy. A ja nie jem ryżu! Ryż to węglowodany! No ale wytłumacz to mojemu facetowi. „Miś ryż to węglowodany!”, „Chyba żartujesz!!” – usłyszałam. Takie wsparcie. Wydłubałam co się dało z tego makaronu i kolacja zaliczona.
24.03.2019
waga 68, 9 kg (!). Jupi! Pierwszy sukces. I pierwsza pokusa. Dostałam czekoladki od naszej Niemki. No jak tu jej przykrość sprawić? Zjadłam. Chyba nie umrę od tego? Pozostała część dnia wg mojego dietetycznego planu. Już się nie mogę doczekać kolejnych spadków wagi! Żebym tylko wytrzymała, żebym tylko wytrzymała, żebym tylko wytrzymała….
25.03.2019
waga 68,5 kg. Zaczynam nowy tydzień z uśmiechem i wiarą w sukces.
C.D.N.