I znów gwiazdka i znów trzeba wymyślić jakiś fajny prezent dla Zosi, mojej małej bratanicy. To wielka frajda widzieć jej błyszczące z ciekawości oczka, gdy dostaje pięknie opakowaną w kolorowy papier paczkę, a później słyszeć jej śmiech i widzieć rozradowaną buzię.
Muszę przyznać, że prezent dla Zosi, to dla mnie nie lada zagwostka. Dlatego zawsze bardzo uważnie jej słucham, gdy opowiada mi w co się bawi z koleżankami, o czym marzy i co jej się podoba. Niestety część nazw, które wymienia jest mi zupełnie obca.
Moje córeczki, już dawno nie bawią się zabawkami i nie oglądają bajek. Można powiedzieć więc, że wypadłam z obiegu. Kiedyś, gdy były małe, doskonale orientowałam się w dziecięcych sprawach. Wiedziałam co to „Witch” i która z czarodziejek jest ulubienicą, której mojej córki. Znałam imiona wszystkich kucyków Pony i wraz z dziewczynkami przeżywałam przygody Hanny Montana. No i oczywiście śpiewałam „Mam tę moc” , oraz wszystkie hity z „High Scool Musical” na cały głos w samochodzie razem z dziećmi. Nie daj Boże, bym się pomyliła. Od razu byłam strofowana i poprawiana.
Teraz, gdy są prawie dorosłe staram się nadążać za ich zainteresowaniami, pasjami i potrzebami. Jednak powiem Wam, że nie jest już tak łatwo. Gdy były dziećmi kierunek zakupów był jeden: SMYK i wszystko było jasne. Wiedziałam, że znajdę tam wszystko, o czym marzą moje dzieci.
Gdy więc chcąc sprawić radość mojej małej bratanicy, zastanawiałam się gdzie znajdę te wszystkie rzeczy, których nazwy musiałam sobie sekretnie zanotować, podczas opowieści Zosi, wiedziałam, że w SMYKU je na pewno znajdę. Weszłam więc na stronę sklepu, by sprawdzić, czy to nadal miejsce, gdzie można kupić wszystko o czym dziecko marzy i nie zawiodłam się. Nic się nie zmieniło. Bez problemu znalazłam „Lol” i „Enchantimals”, o których Zosia mi wspominała.
Ponieważ jednak chciałam wziąć do ręki, obejrzeć, a przede wszystkim zasięgnąć rady sprzedawcy co do mojego wyboru, pojechałam do galerii, w której kiedyś mieścił się mój ulubiony SMYK w nadziei, że nadal tam jest. Nie pomyliłam się, sklep był, a właściwie jest i wciąż miło tam robić zakupy. Obejrzałam laleczki, dopytałam, czym się różnią poszczególne zestawy i na co zwrócić uwagę, przy ich zakupie.
Jednak przyznam Ci się, że na innym dziale, niż ten z zabawkami spędziłam masę czasu. No wpadłam, jak śliwka w kompot. Domyślasz się na jakim? Oczywiście. Na ciuszkach. Jak zobaczyłam te wszystkie słodkie sukieneczki, śliczne spódniczuszki, bluzeczki, sweterki, buciki, to trudno mi było się opanować. Od razu pożałowałam, że moje dziewczyny już takie duże. A właściwie to żałowałam, że sama nie jestem małą dziewczynką. To po prostu nie sprawiedliwe! Też bym chciała nosić tiule, dżeciki, cekiny, nie tylko na Sylwestra! I te reniferki… A najbardziej rozbroiła mnie torebeczka z jednorożcem… Eh, szkoda, że już nie mam małych dzieci. Stroiłabym je na potęgę.
Ze SMYKA wyszłam z torbą większą, niż pierwotnie zamierzałam. Co dokładnie kupiłam? Nie zdradzę, bo może Zosia przeczyta ten wpis i będzie po niespodziance.