Życie na instagramie pociąga wielu z nas. Wierzymy, że to co tam się dzieje, to realny świat. Zapatrzeni na fantastyczne życie fantastycznych „insta-gwiazd”, patrzymy na naszą szarą, nudną, monotonną egzystencję, fałdki tłuszczu, cellulit, worki pod oczami i nie daj Boże zmarszczki i popadamy w coraz głębszą frustrację. Na prawdę życie „insta-gwiazdy” poza instagramem jest usłane różami? Pełne fajerwerków, ptaszki odnoszą im gówienka i obudzeni w środku nocy wyglądają jak milion dolarów? No na prawdę, nie dajmy się zwariować.
Ostatnio głośno było w mediach społecznościowych o pewnych znanych osobach, które miesiąc po urodzeniu dziecka prezentowały swoje zdjęcia, na których wyglądają jak boginie fitness’u, bez grama tłuszczu i zniekształceń za to z piękną rzeźbą brzucha. I teraz wszystkie młode mamy, jeszcze w połogu, nie dojedzą, nie dośpią i się zatyrają żeby tak wyglądać, albo wpadną w otchłań beznadziei, nie mogąc dorównać idealnym mamom z wyidealizowanego świata. A przecież większość normalnych kobiet nie posiada takiej ilości środków, żeby wynająć profesjonalnego trenera personalnego i profesjonalną opiekunkę do dziecka na czas ćwiczeń, a najlepiej między też, żeby móc odpocząć i się wyspać. Piękna sylwetka to także dieta, która również wymaga wysiłku, czasu na przygotowanie i pieniędzy, które zazwyczaj mamy niemowlaków wydają na ogromne potrzeby dziecka. A przecież urlop macierzyński to zatrzymanie sensownego zarobkowania i dopływu gotówki do domowego budżetu. Nie mówiąc już o przeciwwskazaniach medycznych do intensywnych ćwiczeń po niektórych rodzajach porodów. I taka umęczona, niedospana, obolała mama patrzy na „insta-gwiazdę” i jej frustracja sięga zenitu.
Albo takie śliczne, zrobione, szczuplutkie idealne laseczki z wymalowanymi brwiami i dzióbkami zamiast ust i przystojni panowie z kaloryferami zamiast brzuchów. Prężą swe wysportowane, piękne ciała bez skazy. Zawsze w tych samych pozach, robiąc sobie selfie w lustrze. A my naiwnie wierzymy wkurzeni, że oni tacy piękni i idealni, a my mamy tu i tam nie bardzo… Jakbyśmy zapominali, że dobrze wyglądać to ich zawód. My idziemy do pracy na 8 godzin, oni na 8 godzin na siłownię… Do tego kosmetyczka, odżywki, odpowiednia ilość snu i … odpowiednie programy do obróbki zdjęć. Czary mary i worki pod oczami, zmarszczki, pryszcze i i inne zbędne „ozdoby” znikają.
Oczywiście nie namawiam Was, abyście nie dbali o siebie. Wręcz przeciwnie. Wszak: „W zdrowym ciele zdrowy duch”. Tylko na miłość boską, odrobinę dystansu do tego co widzimy w mediach społecznościowych, a więcej akceptacji dla siebie i łaskawego spojrzenia w lustro.
A teraz przyjrzyjmy się zdjęciom z pięknych miejsc i niesamowitych przygód. Widzimy szczęśliwe twarze w extra sytuacjach. I znów ten mały pazurek zazdrości. Eh, Ci to mają życie! Serio? Zastanówmy się ile czasu trwa zrobienie fotki. Pstryk i gotowe. Dobrze wykadrować i mamy mega fotę na instagrama. Zdjęcie to złapanie chwili. To tylko jeden kadr. Czy nam nie zdarzają się w życiu miłe chwile? Oczywiście, że tak. Tylko czasem nie zdążymy, nie umiemy zrobić zdjęcia, nie mamy takiej potrzeby albo… nie doceniamy tej chwili. Spójrzmy na swoje życie jak na zbiór zdjęć. Tak uważnie. Ile miłych, dobrych rzeczy nam się przydarza w ciągu dnia? Ile razy jesteśmy w ciekawych miejscach? Jak piękne i ciekawe są miejsca, które widzimy na co dzień? Gdybyśmy to zaczęli zauważać i fotografować zdziwilibyśmy się ile fajnych fotek by nam wyszło…
Kiedyś zrobiłam zdjęcie cudownego zachodu słońca nad morzem. Wysłałam je znajomym. I od razu reakcja: ale spokój! ale romantycznie! extra! super! my też tak chcemy! Za chwilkę wysłałam im więc fotkę zrobioną w tym samym czasie z tzw. „backstage”, czyli wszystkiego co się działo dookoła. A działo się! I to jak! Cała wataha moich młodocianych podopiecznych z kolonii biegała, wrzeszczała, obrzucała się piachem i chlapała wodą tuż przy mnie. A na zdjęciu – oaza spokoju, romantycznie zachodzi słoneczko w usypiającym morzu….
Kochani, żyjmy swoim życiem. Cieszmy się tym co mamy i jacy jesteśmy, bo to co widzimy na instagramie niekoniecznie jest tym co nam się wydaje. Jak to mówią: „trawa u sąsiada jest zawsze bardziej zielona”.