Chalki -co?! Zapytała mnie przyjaciółka, gdy powiedziałam jej gdzie jadę w tym roku na wakacje. I nie ma się co dziwić. Chalkidiki to podobno nie jest Mercedes wśród greckich destynacji. Ale wiesz co? Mnie bardzo się tam podobało. To zielone, pachnące piniami i oliwkami miejsce, zwane „płucami Grecji”, urzekło mnie swoim spokojem, krystaliczną wodą, pyszną kuchnią i poczuciem, że tu czas płynie inaczej.
A wiesz, co nas zaskoczyło najbardziej? Już z samolotu widać… pola ryżowe! Tego się zupełnie nie spodziewaliśmy. Ryż w Grecji? Tak! Północ kraju jest inna niż południowe wyspy – bardziej żyzna, zielona, rolnicza.
Dziś zabiorę Cię w podróż do tej mało jeszcze popularnej perełki północnej Grecji – pełnej kontrastów i tajemnic.
Gdzie leżą Chalkidiki i kiedy najlepiej jechać?
Chalkidiki (inaczej Chalcydyka) to półwysep w północnej części Grecji, który swoim kształtem przypomina trójpalczastą dłoń. Znajduje się ok. 70 km od Salonik i składa się z trzech „palców”: Kassandry, Sithonii i Athos. Każdy z nich ma swój niepowtarzalny klimat. Kassandra to kurorty i życie nocne, Sithonia zachwyca dziką przyrodą i spokojem, a Athos… to już zupełnie inny świat.
Najlepiej wybrać się tam od maja do października. W maju i czerwcu wszystko kwitnie, jest ciepło, ale jeszcze bez tłumów. Lipiec i sierpień to już pełnia sezonu – gorąco, gwarno i bardzo słonecznie. Wrzesień i październik są idealne, jeśli marzy Ci się spokojny wypoczynek i kąpiele w nadal ciepłym morzu.
Krystaliczna woda i obłędna kuchnia
Zakochałam się w kolorze wody na Chalkidiki. Nie wiem, czy potrafię to dobrze opisać – to niebieski w wersji HD. Turkusowa przejrzystość, przez którą widać dno nawet na kilka metrów głębokości. Pływałam z maską, a pod wodą widziałam ryby, które odważnie do mnie podpływały. Zatoczki są kameralne, w wielu miejscach plaże są dzikie, a do niektórych można dotrzeć tylko pieszo lub łódką.
Jeśli kochasz kuchnię śródziemnomorską – tutaj będziesz w raju. Świeże ryby, owoce morza, oliwki w każdej postaci, sałatki z lokalną fetą i ziołami, a do tego wino prosto z winnicy i rakija domowej roboty. Najlepsze souvlaki jadłam w małej, rodzinnej tawernie z widokiem na zatokę. Bezcenne…
Nasza baza – okolice Ouranoupolis
Mieszkaliśmy niedaleko miasteczka Ouranoupolis – niewielkiego, ale bardzo klimatycznego miejsca przy granicy z republiką mnichów Athos. Samo miasteczko jest bardzo urokliwe – brukowane uliczki, niska zabudowa, bielone domy z niebieskimi okiennicami i port, z którego codziennie wypływają statki z pielgrzymami i turystami.
Zachwyciła mnie atmosfera tego miejsca – spokojna, duchowa, jakby odcięta od reszty świata. A największe wrażenie robi widok na Góry Athos i wiedza, że za tą linią horyzontu zaczyna się teren niedostępny dla większości ludzi. Tylko mężczyźni mogą wejść na Athos, i to za specjalnym pozwoleniem. Athos to autonomiczna republika mnichów – kilkanaście prawosławnych klasztorów rozsianych po zboczach góry, gdzie czas się zatrzymał. Mówi się o nich: tajemnicze, niedostępne, ale bardzo duchowe.
Rejs wokół Athos i plaże jak w Tajlandii
Jedną z największych atrakcji był dla mnie rejs statkiem wokół półwyspu Athos. Z wody można oglądać klasztory, które wyrastają ze skał jak zamki z bajki. Każdy wygląda inaczej – jeden jak forteca, inny jak bajkowy pałac. Przewodnik opowiadał o życiu mnichów, ich codziennych obowiązkach i niezwykłej historii Athos, sięgającej ponad tysiąca lat.
W trakcie rejsu zatrzymaliśmy się na wyspie Ammouliani – maleńkiej, ale absolutnie bajecznej. Jedynej zamieszkanej wyspie w okolicach Chalkidiki.Zatoczki z białym piaskiem, woda jak szkło we wszystkich odcieniach turkusu i zupełna cisza. Leżałam na piasku i myślałam, że chyba przeniosłam się do Tajlandii. Niewielu turystów, lokalne tawerny, dzikie plaże – cudowne miejsce na reset.
Wycieczka do Salonik i Park Arystotelesa
Zrobiliśmy sobie też jednodniową wycieczkę do Salonik, drugiego co do wielkości miasta Grecji. Wypad był spontaniczny – akurat trwały wybory prezydenckie w Polsce, więc chcieliśmy skorzystać z okazji i zagłosować. Wynajęliśmy auto – koszt wyniósł nas 55 euro z pełnym ubezpieczeniem, co uważam za bardzo uczciwą cenę.
Po drodze zatrzymaliśmy się w Parku Arystotelesa – miejscu, gdzie według legendy młody Arystoteles pobierał nauki. To park edukacyjny, w którym znajdziesz interaktywne urządzenia fizyczne: lustra, dźwignie, kompas słoneczny i inne instalacje, które pokazują prawa natury w praktyce. Idealne miejsce, jeśli podróżujesz z dziećmi – edukacja przez zabawę w najlepszym wydaniu.
W samych Salonikach zwiedziliśmy Białą Wieżę, spacerowaliśmy po promenadzie i zajrzeliśmy do kilku knajpek w dzielnicy Ladadika. Miasto jest żywe, wielokulturowe, trochę hałaśliwe – zupełnie inne, niż spokojne Chalkidiki. Ale warto je zobaczyć choćby na chwilę, by poczuć ten grecki miks nowoczesności i historii.
Wyprawa na Meteory i Olimp – daleko, ale warto
Jeśli masz więcej czasu – bardzo polecam wyprawę na Meteory i Olimp. Tak, to daleko – kilka godzin jazdy samochodem, ale przeżycie niezapomniane. My wybraliśmy się do Meteorów i choć droga była długa, widoki wynagrodziły wszystko.
Meteory to formacja skalna z klasztorami zawieszonymi na stromych skałach. Kiedy je zobaczyłam na żywo, dosłownie mnie zatkało. To nie wygląda jak miejsce z tej ziemi. Skały wyrastają pionowo, a na ich szczytach – jakby cudem przyklejone – stoją klasztory. Można wejść do kilku z nich, zobaczyć ikony, kaplice, małe ogrody. Atmosfera jest bardzo duchowa, ale też… bajkowa.
Olimp – mityczna siedziba greckich bogów – to kolejna opcja. My akurat nie weszliśmy na szczyt, ale spędziliśmy popołudnie na jego zboczach, wędrując po lesie i obserwując przyrodę. Jeśli lubisz górskie klimaty, na pewno Ci się spodoba.
Chalkidiki – czy warto?
Z całego serca – tak! Chalkidiki może nie ma tej sławy co Santorini czy Kreta, ale to jej największy atut. Tu odpoczniesz naprawdę. Nie będziesz się przeciskać w tłumie turystów, nie wydasz fortuny, a dostaniesz wszystko, czego potrzeba: naturę, morze, słońce, gościnnych ludzi i niesamowitą kuchnię.
To miejsce, do którego chętnie wróciłabym jeszcze raz – i to nie tylko dla widoków, ale dla tej greckiej codzienności, która pozwala naprawdę złapać oddech. Może i nie Mercedes – ale czasem właśnie Fiat 126p daje najwięcej frajdy.