Szaleństwo Mundialu trwa, ale naszej reprezentacji już nie ujrzycie na stadionach Piłkarskich Mistrzostw Świata 2018. I w sumie nic dziwnego, ponieważ polscy piłkarze niewiele pokazali. Mimo to każdy zna ich nazwiska, pobierają profity z reklam i za sam występ w turnieju. A niewiele osób wie, że w Polsce funkcjonuje wiele ciekawych dyscyplin sportowych, w których Polacy są na prawdę dobrzy, a niedoceniani przez publiczność, sponsorów i organizacje rządowe. Jedną z nich jest badminton, który jest pasją i życiem Kuby Gireń, członka drużyny, która w tym roku zdobyła Mistrzostwo Polski Juniorów w tej dyscyplinie sportu.
Kuba to przesympatyczny i skromny chłopak. Dość trudno mi było namówić go do tej rozmowy. Chyba nie bardzo lubi mówić o sobie, a tym bardziej chwalić się. Na szczęście dla mnie ma mamę Justynę, która troszkę mi poopowiadała o swoim fantastycznym synu. Gdyby nie ona, nigdy bym nie zgadła, że Kuba jest członkiem drużyny, która w tym roku zdobyła mistrzostwo Polski w Badmintona. Pomogła mi też przekonać Kubę, żeby opowiedział nam nieco o swojej pasji.
Badminton – mój sposób na życie
Uwielbiam ludzi z pasją, którzy chcą czegoś więcej od życia niż telewizor i kapcie. Kuba jest jednym z nich. W czasach, gdy tak narzeka się na wygodnictwo i roszczeniowość młodych ludzi, siedzi przede mną przystojny facet, który właśnie zdał maturę z wysokimi ocenami, jednocześnie zdobywając medale. Jest odpowiedzialny i zaradny.
Judyta Potargana: W moich oczach jesteś bardzo spokojnym i opanowanym człowiekiem, czy zawsze jesteś taki?
Kuba Gireń: Myślę, że tak ponieważ cierpliwość i spokój odziedziczyłem po tacie, jestem do niego bardzo podobny, ale czasami pokazuje się we mnie ta druga, mniej spokojna, strona.
J.P. Grasz zawodniczo w badmintona, ale słyszałam, że na początku twoje zainteresowania były zupełnie inne?
K.G. Przed rozpoczęciem kariery badmintonowej bardziej preferowałem sporty zimowe. Jeździłem na nartach. Od zawsze moje zainteresowania kręciły się wokół sportu.
J.P. A ja wiem z wiadomego źródła, że grałeś na perkusji?
K.G. Tak. Grałem sześć lat. Nawet chodziłem do szkoły muzycznej i bardzo mi się to podobało. Jednocześnie trenowałem. W miarę jak przybywało obowiązków, rosła ilość treningów i wyjazdów sportowych, coraz mniej czasu mogłem poświęcić muzyce i musiałem wybrać.
Dlaczego badminton
J.P. Zostałeś przy badmintonie. Dlaczego akurat ten sport?
K.G. Dlaczego ten sport? Wszystko zaczęło się od spotkania z panią Bożeną Bąk – olimpijką i trenerką badmintona, które odbyło się w mojej szkole. Opowieści pani Bożeny zafascynowały mnie. Do tego dostałem od niej autograf. Po tym spotkaniu poprosiłem rodziców, żeby zapisali mnie do nowo powstającego klubu w Strzelcach Opolskich. I po pierwszym treningu stwierdziłem, że to jest moja pasja na całe życie.
Badminton, czy kometka?
J.P. Badminton znamy wszyscy jako grę towarzysko – rekreacyjną, na czym polega różnica między tym co wszyscy znamy, a grą wyczynową?
K.G. Badminton ma trzy różne odmiany: kometkę – czyli właśnie to granie na powietrzu, speedmintona – gdzie gra się ciężką lotką i twardymi rakietkami, oraz badmintona, którego właśnie trenuję. W badmintona gra się na wyłożonej matą, specjalnie oświetlonej hali bez okien i o specjalnych rozmiarach. Jako ciekawostkę powiem, że jest to najszybszy sport na świecie. Najszybszy zapisany lot lotki to 496 km/h.
Mało popularny, a szkoda
J.P. Powiedziałeś, że ten sport nie jest popularny w Polsce. Jak myślisz dlaczego tak się dzieje?
K.G. Od lat próbujemy walczyć o widoczność naszego sportu. Mamy w badmintonie świetnych zawodników, którzy mają sukcesy na arenach międzynarodowych, ale i tak jest nam trudno przebić się przez bardziej popularne dyscypliny sportu mimo, że w tamtych dyscyplinach nasz kraj nie odnosi sukcesów. W badmintonie mielibyśmy duże szanse na zawalczenie o wysoką pozycję w Europie, a może i dalej, gdyby była większa promocja badmintona w mediach, co pomogłoby w znajdowaniu sponsorów, a co za tym idzie środków na rozwój tego sportu w Polsce.
To też sposób na życie mojego taty
J.P. Zdaje się że twój tata też ma coś wspólnego z badmintonem? Zazwyczaj dzieci buntują się przeciw rodzicom i choćby dla zasady, chcą robić zupełnie coś innego, niż rodzice. Ty jednak kontynuujesz rodzinna tradycję?
K.G. Tak. Tata trenował badmintona w szkole podstawowej i to on przez cały okres mojego trenowania mnie wspiera, motywuje do treningów i jest ze mnie bardzo dumny. To on mnie najbardziej zachęca do dalszego trenowania, gdy pojawiają się normalne dla każdego sportu, kryzysy. Za to mama dba bardziej o moja naukę, ale na polu sportowym również bardzo mnie wspiera.
Czy ciężko być poza domem?
J.P. Wiem, że w związku z uprawianym przez Ciebie sportem mieszkasz poza domem. To chyba bardzo trudne radzić sobie z codziennością bez pomocy najbliższych?
K.G. Tak. Już jako chłopiec wyprowadziłem się z domu do internatu. Na szczęście dość niedaleko (70 km) więc mogłem często odwiedzać rodziców. Na pewno zmiana miasta, towarzystwa i szkoły była trudna, ale na szczęście jestem towarzyski. Odnalazłem się bardzo szybko w nowym środowisku i po dwóch tygodniach byłem zadomowiony. Nie było tak strasznie, jak wszyscy myśleli, że będzie.
A z życiem osobistym?
J.P. Trenowanie na twoim poziomie do tego częste treningi, zawody, obozy. Jak to wpływa na twoje życie towarzyskie? Masz znajomych przyjaciół? Chodzisz do kina i na pizze?
K.G. To ciężka sprawa, ponieważ uprawianie sportu w sposób zawodniczy wiąże się z wyrzeczeniami. Trenuję dwa razy dziennie, przez pięć dni w tygodniu. Do tego dochodzi szkoła. Pozostaje mało czasu mam na wychodzenie ze znajomymi do przysłowiowego kina, ale jednak moja chęć do poznawania nowych ludzi jest bardzo duża i staram się znajdować na to czas. Znajomych mam pod dostatkiem zarówno ze szkoły, z miasta jak i wśród moich sparing partnerów.
Czemu akurat badminton to twój sposób na życie?
J.P. Co takiego jest w badmintonie, że poświęcasz mu tyle ze swego życia?
K.G. Co takiego jest…? Po prostu każdy odkrywa coś co go interesuje i do czego ma smykałkę. W moim przypadku, tym czymś okazał się badminton.
J.P. Masz mnóstwo medali. Ponoć średnio 14 na każdy rok trenowania. Nie poprzewracało Ci się jednak w głowie. Jak to możliwe?
K.G. Trenuję już od dziesięciu lat i co roku staram się poprawiać moje sukcesy z poprzednich sezonów. Staram się dawać z siebie wszystko na treningach. Wierzę, że osiągnięcia przyjdą z czasem i przychodzą.
J.P. Skoro o osiągnięciach mowa, co uważasz za swoje największe osiągnięcie sportowe?
K.G. Ha ha, czekałem na to pytanie. Wszyscy podają w odpowiedzi na takie pytania mistrzostwo tego czy mistrzostwo tamtego, a dla mnie największym osiągnięciem jest to, że w ogóle zacząłem trenować ten sport, że go znalazłem wśród tylu innych bardziej popularnych.
J.P. Nie byłabym sobą gdybym nie spytała Cię o Twoje sportowe plany i marzenia.
K.G. Moim wielkim marzeniem jest pojechać na Olimpiadę, a plany- nadal wiązać naukę ze sportem. Dostałem się właśnie na studia i mam nadzieję, że sport i nauka, nie będą ze sobą kolidowały. Chciałbym trenować i zwiedzać świat, ale teraz już z drużyną akademicką.
J.P. Co dla Ciebie jest najważniejsze w życiu?
K.G. Oczywiście rodzina i moja dziewczyna, która także mnie wspiera, za co jestem jej bardzo wdzięczny.
J.P. Dziękuję Ci za rozmowę i życzę rychłego startu na Olimpiadzie.
K.G. Dziękuję.