Wstyd się przyznać, ale dawno nie czytałam żadnej beletrystyki. Może dlatego, że nic ciekawego nie wpadło mi w ręce? W każdym razie, gdy dostałam na gwiazdkę książkę Stacey Halls „Czarownica ze wzgórza”, bardzo się ucieszyłam i połknęłam ją niemal w jednym kawałku, tak mnie wciągnęła.
Oglądając okładkę „Czarownicy ze wzgórza”, oraz czytając opinie na niej, można sądzić, że jest to fantastyka. Jednak z fantastyką ma niewiele wspólnego, no może troszkę, bo rzecz dotyczy magii i czarownic.
Jednak nie magia jest istotą tej opowieści. „Czarownica ze wzgórza” to historia kobiet i ich losu w siedemnastowiecznej Anglii. Tłem wydarzeń jest słynny proces wiedźm z Pendle, w wyniku którego straconych zostało wiele kobiet. Kobiety w owych czasach wychodziły za mąż w wieku kilkunastu lat, a ich głównym zadaniem było danie potomka swojemu mężowi, panu i władcy. Nie do pomyślenia było, aby kobiety miały wykształcenie, a nie daj Boże potrafiły robić coś innego, niż zajmowanie się domem, miały własne poglądy i je wyrażały.
Stacey Halls opisuje także bezwzględny mechanizm dążenia do wpływów i władzy kosztem cudzego życia, co chyba niewiele się zmieniło od tamtych czasów, kontrastując to ze wspaniałą przyjaźnią zdolną do najwyższych poświęceń.
W powieści mamy też obraz ówczesnego społeczeństwa. Jego zwyczaje i prawa. Zaglądamy do pańskiego dworu i do lepianek najuboższych. Poznajemy codzienne życie obydwu warstw społecznych, choć nie do końca jestem przekonana, że opisy są rzetelne. Szczególnie jeśli chodzi o higienę codzienną. Ale może nie doceniam ludzi tamtych czasów?
Wartko napisana powieść wciąga od pierwszych stron budząc żal, że to już koniec przy stronach ostatnich. Niesie za sobą wiele wartości takich jak lojalność, miłość, czy wspominana przyjaźń. Świetnie ukazuje odwieczną „walkę” płci, która dzięki fizycznej sile, li jedynie, do niedawna, ( a może nadal) była wygrywana przez mężczyzn. I to jak kobiety sobie potrafią radzić nawet w okrutnych warunkach. Widzimy ile trudności napotykają kobiety także jako matki i jak wiele muszą znosić nie przyznając się do swoich tajemnic chociażby dla dobra dzieci (w tym też niewiele się zmieniło). Myślę, że w postaciach kobiet z tej powieści niejedna z nas odnajdzie siebie.
„Czarownica ze wzgórza”, to w mojej opinii zdecydowanie literatura kobieca i raczej nie sądzę, żeby mężczyzna był w stanie zrozumieć jej sendo. Może trochę seksistowskie jest to, co piszę, ale w sumie, nie uciekniemy od różnic płci, które są nam dane przez naturę, więc nie zamierzam się tym przejmować.
Fabuła powieści to historia dziewczyny, która w wieku trzynastu lat wychodzi ponownie (!) za mąż, by urodzić swemu mężowi dzieci. Po pierwszych poronieniach Fleetwood, przekonana jest, że kolejna ciąża także skończy się niepowodzeniem. Poznaje jednak tajemniczą dziewczynę o imieniu Alice, która okazuje się być akuszerką i która obiecuje pomóc swojej nowej znajomej. Między dziewczętami nawiązuje się nić przyjaźni. Jednak okoliczności i wszechobecna atmosfera polowania na czarownice, mocno komplikują sytuację obu kobiet.
Czy uda się głównej bohaterce przeżyć i urodzić? Kim na prawdę była Alice?
Przeczytaj sama. Warto. To naprawdę dobry kawał kobiecej literatury.