Zastanawiałaś się kiedyś dlaczego tak bardzo kochamy nasze domowe zwierzaki? Dlaczego kochamy je tak bardzo, że pozwalamy im wylegiwać się na naszej ulubionej kanapie, karmimy najpyszniejszymi kąskami, czule do nich przemawiamy, tulimy, wydajemy fortunę na weterynarzy, gdy coś im dolega?
Ostatnio tak się złożyło,
że moje rozmowy z ludźmi często schodziły na ich pupili. We wszystkich relacjach było mnóstwo miłości i towarzyszył im błysk w oku, jak wtedy, gdy mówimy o kimś dla nas najważniejszym na świecie.
Pewna moja znajoma ma sześć kotów. O każdym z nich potrafi opowiadać bez końca. Zna ich charaktery i upodobania. Ustępuje im z fotela, by samej siedzieć na mało wygodnym krześle. Z rozmarzeniem opowiada, jak to kociaki czekają karnie w rzędzie, gdy wchodzą do domu ich państwo. A potem łaszą się, miauczą, mruczą, ocierają o nogi i wskakują na kolana.
Inna moja znajoma hoduje szczurki. Już od progu wita się z nimi: „cześć szczury!” a że są bardzo chorowite, spędza z nimi godziny u weterynarza. Także zna ich charaktery i rozpieszcza je na swój sposób.
Z moimi dzieciakami z rozrzewnieniem wspominamy naszą zmarłą sunię i tęsknimy do niej jak do kogoś bliskiego. Kogoś komu można było powierzyć najgłębsze sekrety, kto nas kochał i rozumiał. A i bez obecnej psiny byłoby w domu smutno. Gdy wracamy do domu, lub gdy tylko zwrócimy na nią uwagę natychmiast staje się uosobieniem najwyższego szczęścia. Skacze, piszczy, łasi się i przymila.
Moi przyjaciele mają psiaka, którego imienia chyba już zapomnieli, ponieważ zwracają się doń pieszczotliwie „synku”. Przyjaciółka broni go jak lwica, czyli jak prawdziwa mama, a kolega przyznaje, że sierściuch skradł mu serce. Choć nie chciał małego pieska w domu, teraz śpi z nim w jednym łóżku często oddając swoją poduszkę. A mnie często powtarza „wiesz, on jeden się cieszy, gdy wracam z pracy…”
Dlaczego tak bardzo kochamy nasze domowe zwierzaki?
Może dlatego, że zwierzaki zaspokajają jedne z naszych najważniejszych potrzeb.
bycia kochanym – w sposób bezwarunkowy, bezkrytyczny, szczery, z bezgranicznym kredytem zaufania. Zobacz. Dla każdej z wymienionych osób, bardzo ważny był ten moment, gdy wchodzą do domu witane z radością i uwagą, jakby od pożegnania minęły wieki…
kochania – wydaje mi się, że nawet najbardziej zatwardziały twardziel chce kochać, opiekować się kimś, dbać o niego, oczekując w zamian właściwie tylko jednego – docenienia…
posiadania przyjaciela – kogoś, na kogo możemy liczyć, możemy się zwierzyć, wypłakać, zaufać, że nas nie zdradzi
Czasem obserwuję
różne, związki, rodziny, które z dnia na dzień popadają w coraz większą rutynę. Zachowania stają się automatyczne, każdy zamyka się w swoim świecie. Mąż wchodzi do domu po pracy, kręci się po mieszkaniu bez słowa przywitania, jak złodziej, który zaraz może wyjść niezauważony. Żona też nie rzuca mu się na ramiona, ani nie krzyknie nawet „cześć kochanie”. Dziecko wraca ze szkoły i od razu zamyka się w swoim pokoju. Rano wstajemy, przeciągamy się, łazimy przygotowując się do wyjścia, nie zauważając się wzajemnie (chyba, że ktoś zajmie łazienkę – wtedy nagle zauważamy jego obecność), bez buziaka, bez przytulenia. Wychodzimy ze zdawkowym „cześć”, albo co gorsza „wychodzę”.
A gdybyśmy
kochali ludzi tak, jak kochają nas zwierzaki? Bezinteresownie, ufnie, świeżo. Byli przyjaciółmi dla nich. Nie oceniali, słuchali, przytulali? Gdybyśmy spotykając się, witali się tak, jak nas wita nasz pies, czy kot, radośnie, serdecznie, jakbyśmy się lata całe nie widzieli.
Tak sobie myślę, czy nie bylibyśmy szczęśliwsi, mieli bardziej udane związki i rodziny, trwali w głębokich przyjaźniach?