No i zostałam pełnoletnią matką. Co? Jak to? To dopiero skończyłaś osiemnaście lat? – Zapytacie – Nie, oczywiście, że nie. Swoje osiemnaście skończyłam już dawno (u hu hu, jak dawno…), ale właśnie teraz osiągnęłam pełnoletniość jako matka. Tylko czy aby na pewno? Jak to się stało, kiedy? Czy już mogę powiedzieć o sobie, że jestem dojrzałą matką, dorosłego człowieka?
Moja córka właśnie przekroczyła tę magiczną granicę, o której śnią wszystkie nastolatki. Jest już dorosła. Może kupić alkohol i papierosy. Dzisiaj pierwszy raz mogła uczestniczyć w wyborach. Ta piękna i mądra kobieta jeszcze niedawno była trzepotem skrzydeł motyla w moim łonie, później maleńką kruszynką wiecznie przypiętą do piersi, aniołkiem całym w lokach goniącym motyle wśród cynii, pilną uczennicą, troszkę (ale jednak) zbuntowaną nastolatką…
Patrzę na nią i zastanawiam się, czy dobrze wywiązałam się z mojego matczynego obowiązku. Czy dobrze ją wychowałam. Nie w sensie grzeczności i kultury osobistej, bo to to na pewno, ale jako człowieka. Czy tak jak ptaki uczą swoje pisklęta latać, ja nauczyłam ją życia? Czy dałam jej skrzydła? Oczywiście całe życie się uczymy, ale czy dałam jej dobre podstawy, przygotowałam do tego co może ją w życiu spotkać? Do dobrego i do złego? Do podejmowania wyzwań, pokornego przyjmowania tego co nieuniknione, do odpowiedzialności za swoje czyny i słowa? Czy wychowałam dobrego człowieka? Takiego, który ma empatię w sobie i chęć pomocy? A z drugiej strony, czy dałam jej zaradność i asertywność, by poradziła sobie w ludzkiej dżungli?
Kiedy zostajemy rodzicami natłok obowiązków, codzienność, brak doświadczenia, sprawiają, że nie zastanawiamy się nad takimi rzeczami. Nie zastanawiamy się jakiego człowieka wychowamy. Dbamy by dziecko było syte, czyste, zdrowe, ubrane. By rozwijało się prawidłowo. Dajemy wykształcenie. Ale czy tak na prawdę wychowujemy? Czy świadomie postępujemy, by ukształtować człowieka? Szczerze? Do mnie duża część tych przemyśleń doszła całkiem niedawno. Pewnie, zawsze szanowałam i szanuję moje dzieci. Tak po prostu jak drugiego człowieka. Pewnie, chciałam by wyrosły na dobrych, mądrych ludzi. Ale chyba świadomość odpowiedzialności za ich kształtowanie pojawiła się dość późno. Może więc dlatego, z okazji osiemnastych urodzin córci, pojawiają się takie pytania.
Ale wiecie co? Wydaje mi się, że nie jest źle. Wczoraj odbyła się impreza urodzinowa Kasi na 80 osób (!) – imprezy osiemnastkowe to już osobny temat, może go kiedyś opiszę. Imprezę córka wyprawiała z dwoma kolegami, stąd ilość gości. By obniżyć koszty przedsięwzięcia,wynajęliśmy salę bez obsługi i kateringu. Przygotowaliśmy dzieciakom poczęstunek i poszliśmy do domu. Jedna z matek, była bardzo zdziwiona.: „Nie zostaje nikt dorosły?” – zapytała. „Owszem, zostaje” – odpowiedziałam. „A kto?” – spytała owa mama. „Kasia i chłopaki” – odpowiedziałam mocno wierząc, że tak jest. I wiecie co? Nie zawiodłam się. W południe, gdy szliśmy sprzątać, zastaliśmy salę z grubsza uporządkowaną, jedzenie, które zostało, było schowane, okna pozamykane i nic nie było zniszczone. Młodzież dokończyła z nami sprzątanie bez słowa skargi, choć byli na pewno padnięci (wrócili o 7 rano). I tak sobie myślę, że już wiem, iż na pewno są dorośli.
Na jakiego człowieka ukształtowało się (ukształtowałam?) moje dziecko? Widzę odpowiedzialność, empatię i zaradność, dobre serce i może odrobinę asertywności, pasję i upór w dążeniu do celu. To dobra wróżba na przyszłość i niech się spełni.
A co ze mną? Czy czuję się tą pełnoletnią matką? Czego nauczył mnie ten osiemnastoletni staż? Wraz z moim dzieckiem rozwijałam się. Ona jako człowiek, ja jako matka. Wszystkiego musiałam się nauczyć. Nie ma przecież szkół, gdzie uczą jak być rodzicem (a może i szkoda?). Pewnie dlatego za mną potknięcia, wzloty i upadki. Doświadczałam w tym czasie i dobrego i złego. Łez i strachu, dumy i radości. Wiele się nauczyłam, jednakże wiele nauki jeszcze przede mną. Mam też drugą córeczkę, która mnie potrzebuje, a i moja dorosła kobieta nie raz będzie potrzebowała matczynego wsparcia. Będę więc pewnie popełniała błędy i dojrzewała, dojrzewała, dojrzewała, aż zostanę… babcią.
Też często powtarzam, że powinny być szkoły dla rodziców. Rodzice zawsze chcą jak najlepiej dla swoich dzieci, ale nie zawsze też wiedzą co jest dla nich dobre. Sama musiałam kilka porad i konferencji w swoim życiu obejrzeć i przeczytać, żeby nie popełnić kilku błędów wychowawczych. Przechodzę ostatnio kryzys. Moje dzieci są w wieki 1 i 6 lat. Ty, jako pełnoletnia już matka napisz mi szczerze, czy jest to prawdą: „małe dziecko mały problem, duże dziecko duży problem?”. Czy to się sprawdza? Czy jednak jak podrosną, jest, choć odrobinę lżej? ;). Dzięki za ten wpis, przypomniałaś, jak zawsze mi matce o… Czytaj więcej »
Dziękuję Moniko za zaufanie i pytanie. Niestety uczymy się na błędach. Ja popełniam je ciągle, chcociaż bardzo się staram, staram się też ich nie powtarzać. Dużo pomogła mi seria książek Adele Faber i Ealine Mazlish „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły”. Jakoś mi bardzo odpowiada sposób komunikacji z dzieckiem i wychowywania proponowany przez autorki. Jest dość kontrowersyjny czasami i wymaga wysiłku ze strony rodzica, ale widzę po moich dziewczynach, że warto się stosować do tych rad. Czy małe dzieci to mały problem, a duże duży? Trochę tak jest. Maluchy przede wszystkim wymagają nieustannej… Czytaj więcej »
Bardzo Ci dziękuję! Za książki też. W wolnej chwili postaram się nawet je zamówić. Szukam zresztą takich sprawdzonych poradników, bo coś czuję, że czeka mnie ciekawa przygoda z moimi dzieciakami. Mój 6-latek już się buntuje, a nie chce nawet myśleć, co będzie dalej. Jak wda się we mnie, to czekają mnie duże kłopoty! Sama się buntowałam i trwało to kilka lat. Obserwuje zresztą rodziców już pełnoletnich dzieci i zauważyłam, że troski i zmartwienia nie kończą się na etapie 18stu lat. Rodzic całe życie będzie się zamartwiał i wyrywał sobie włosy z głowy z powodu swoich dzieci. Może tylko tyle, że… Czytaj więcej »
Oj, a ja jestem na początku tej drogi… 😉
Chciałabym za te ponad 17 lat napisać: „myślę, że nie jest źle”. Chciałabym, żeby nie było źle, ale przede wszystkim, żeby ona myślała, że nie jest źle.