Polacy nic się nie stało, można by zaśpiewać. A było to tak: Wracałam z pracy do domu przez miasto już po rozpoczęciu wydarzenia na skalę narodową, czyli meczu na Mistrzostwach Świata w piłce nożnej, Polska – Senegal. Uderzający był spokój, wręcz senność, ulic. Ale nie dajmy się zwieźć. Pod skórą miasta, za ścianami budynków, wrzały emocje, a napięcie sięgało zenitu.
Wszak grała nasza Drużyna Narodowa!
Obowiązkowo każdy Polak musiał kibicować. Inaczej nie uchodzi… Od kilku dni rozmawiało się praktycznie o tym, kto gdzie kibicuje (nie, czy kibicuje), jaki będzie wynik i że pewnie wygramy, bo co to jest właściwie ten Senegal? Ktoś o nim słyszał? Chyba nie leży w Europie, to gdzie właściwie? Czy jak nie wiemy co to, to czy toto umie w ogóle grać?
Okazało się, że umie i to całkiem nieźle. W międzyczasie dotarłam do domu, gdzie mój facet już oglądał, mecz- a jakże. Nie jest fanem piłki nożnej, ale… więc dołączyłam. Też nie jestem mega fanką footbolu, ale…
Szczerze mówiąc lubię czasem obejrzeć mecz
na dobrym poziomie i nawet mniej więcej wiem jak to jest z tymi spalonymi, faulami, żółtymi kartkami itp. Nie żebym telewizor z „Pretty Woman” na mecz przełączała, ale jak się nastawię na oglądanie to nawet mam z tego fan.
Wracając do tematu popatrzyłam sobie na meczyk. Ci Senegalczycy na prawdę dobrze grali. No byli lepsi po prostu. Szybcy, agresywni, zdecydowani. Grali z ogromnym refleksem. Nasza drużyna grała jakoś tak zbyt łagodnie, pozwalając przeciwnikom rozgrywać mecz na swoich zasadach. Polacy nie dorównywali kondycją, spostrzegawczością, ani walecznością. To zdecydowanie nie był ich dzień.
Polacy nic się nie stało
Poza meczem popatrzyłam sobie na kibiców. I tu zrobiło mi się przykro. Bo jak przed meczem i na początku byliśmy pewni wygranej to entuzjazm aż kipiał. Publika szalała. W miarę jak spotkanie trwało, gra Polaków nie zadowalała, a wynik to potwierdzał, entuzjazm siadał, wiara gasła. A twarze polskich kibiców zdawały się mówić: „miało być jak nigdy, wyszło jak zawsze”, „nie potrafią grać, po co oni tu przyjechali…?”. I jakaś dziwna satysfakcja z tego, że naszym nie idzie. Taka cecha narodowa pod tytułem: „A nie mówiłem?” Po meczu wyszliśmy na spacer. Ulice zaczęły powoli się zapełniać. Pojawili się smętni kibice śpiewając na smutną nutę i nieco masochistycznie: „Nic się nie stało”…
A właśnie w takich momentach gdy nie idzie, doping, wiara, energia potrzebne są najbardziej! Aż mnie szlag trafiał, że nie mogę tam być na stadionie i krzyczeć „Do boju, do boju!” i co tam się jeszcze krzyczy. Aż mój man się ze mnie śmiał. Bo wrzeszczałam jak opętana, jakbym mogła to bym wlazła do telewizora i walczyła o piłkę.
Precz z malkontenctwem. Wiary trochę w Naszych i zrozumienia, że mimo tej wiary mogą być lepsi. To sport jest. Dla mnie i tak są wielcy, bo to pierwsza polska drużyna od kilkunastu lat, która występuje na Mundialu. Czekam na mecz Polska – Kolumbia z nadzieją, bo jak mawiał klasyk: „piłka jest jedna, a bramki są dwie”.
Dum spiramus, speramus.
Ps. właśnie piknął mi telefon, mem ktoś wstawił na fb: „na którym kanale można obejrzeć jak Polacy strzelają bramki – TVP Historia”.
wrrrrr…..