Gdy coś się kończy, rozpada, odchodzi, często boimy się, że sobie nie poradzimy. W tym momencie, w tym jednym momencie, strata wydaje się być zbyt wielka by móc ją przeboleć i zorganizować się na nowo. Ale jak w piosence „Show must go on”, życie toczy się dalej. Trzeba się podnieść i zacząć od nowa.
Każdy z nas doświadcza różnego rodzaju strat. Niektórzy tracą pracę, innym rozpadają się związki, odchodzą przyjaciele, umierają najbliżsi. To trudne chwile. Wydaje nam się wtedy, że świat się zawalił, że nic dobrego nas nie spotka. Życie traci sens. Pojawiają się obawy o przyszłość. Nie wyobrażamy sobie dalszego życia w nowej sytuacji.
Sama nie raz byłam w sytuacji, która wydała mi się beznadziejna i bez wyjścia. Pamiętam, jak rozpadł się mój wieloletni związek i jednocześnie straciłam źródło dochodów w postaci wspólnej firmy, z której odeszłam, gdyż nie mogłam po rozstaniu pracować z ex. Myślałam, że umarłam, że właśnie skończyło się dla mnie życie, że nie poradzę sobie, będę sama jak palec, moje dzieci umrą z głodu i zaniedbania i nigdy już nie będzie mnie stać na robienie rzeczy, które lubię. Nigdy nie wsiądę do samolotu, ani nie poczuję siły wiatru targającego liny w moich dłoniach. I wiecie co? Myliłam się.
Na początku rzeczywiście było ciężko. Ale gdy ból trochę zelżał, rozejrzałam się wokół i zobaczyłam, że istnieje życie po życiu. I to całkiem dobre życie. Poznałam mnóstwo nowych, cudownych ludzi, odkryłam w sobie nowe talenty, znalazłam nową pracę (i ciągle znajduję nowe prace, szukając tej wymarzonej). No i podróżuję.
Jeśli więc jesteście w takim punkcie, że już gorzej być nie może, pozwólcie sobie przez jakiś czas pocierpieć. To naturalne. Trzeba przeżyć żałobę po stracie. Pogódźcie się z tym, że boli. Może. Ból ma to do siebie, że po jakimś czasie przechodzi. Nie ma co go wypierać. Jak mu pozwolimy wykonać swoją pracę, odejdzie. Ale też nie pozwólcie mu sobą zawładnąć. Spokojnie przeczekajcie ten czas ze świadomością, że to stan przejściowy. Właśnie. Gdy spotyka nas coś złego zapominamy o odwiecznym prawie natury, że po nocy przychodzi dzień, a po burzy słońce. Gdy więc będziemy o tym pamiętać, będzie nam łatwiej przetrwać trudny czas po stracie.
Pamiętam, jak strasznie cierpiałam, jak nie widziałam już dla siebie życia. To był straszny czas. Ale ten czas się skończył. Nie powiem, że nie wymagało to ode mnie siły i samozaparcia. Wręcz przeciwnie. Ile przeszkód w sobie, ile własnych słabości musiałam pokonać wiem tylko ja sama. I pewnie u Was wyglądałoby to podobnie. Trzeba tylko wierzyć, ufać prawom natury i trochę jej pomóc.
Chciałabym Wam też powiedzieć, że od tej pory przez każdą kolejną stratę przechodzę coraz łatwiej i spokojniej. Bo już wiem. Bo już wypraktykowałam to wszystko, o czym Wam napisałam. I widzę, że mnóstwo wyświechtanych stwierdzeń, tak na prawdę nie jest wyświechtane i ma swój sens. Jak na przykład powiedzenie, że gdy zamykają się jedne drzwi, otwierają się kolejne. Oczywiście, że tak. Zamykacie drzwi, nie myślicie o tym co było, co utraciliście i stajecie się gotowi do poszukania kolejnych dróg, a wakat zostaje zapełniony. Wszak przyroda nie znosi pustki…
Czy tego chcemy, czy nie świat pędzi dalej i albo się z nim zabierzemy i będziemy korzystać z życia, które przypominam, mamy tylko jedno i na dodatek krótkie, albo pogrążymy się w bólu, na złość mamie odmrozimy sobie uszy i utracimy to całe mnóstwo dobrych i pięknych rzeczy, które mogą nam się jeszcze przydarzyć.
foto: Paulina Siodłak