Zastanawiałaś się kiedyś, po co masz w aucie dywaniki samochodowe? „To ja mam jakieś dywaniki w samochodzie!?” – Zapytasz – Wsiadasz. Jedziesz. Koniec tematu. Przyznam Ci się, że ja też miałam długo takie podejście do auta, że nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje.
Cóż. Podział obowiązków w rodzinie był wyraźny. Mąż zajmował się atuem, a ja resztą. Gdy męża zabrakło, auto powoli zaczęło mi o sobie przypominać.
Najpierw zabrakło paliwa. O Jesuuuu! Serio?! Mam tankować? Ale co? ON, Pb? To Pb ma numerki, który wybrać?! A w ogóle jak się otwiera wlew paliwa? Problem opanowałam, dzięki uprzejmości współtankowacza. Zapisałam sobie, co mam tankować i dumnie tankowałam.
Ale to auto znów czegoś ode mnie chciało.
A to zabrakło płynu w wycieraczkach, a to olej miałam dolać… Z tym olejem, to o mało silnika nie zatarłam. Na szczęście poskarżyłam się znajomemu, że samochód się coś dziwnie zachowuje. Znajomy dość szybko zdiagnozował przyczynę i pomógł mi z tym olejem. I tak w kółko. A to kapeć w kole, a to ubezpieczenie, a to przegląd. Codzienność użytkownika auta stała się i moją codziennością. I nawet zaczęłam sobie jakoś radzić.
Aż tu pewnej jesieni… zapach dziwny się pojawił
Co znowu?! Myszy się zalęgły i powyzdychały, czy co? Szukam, kombinuję, aż tu patrzę… A ja mam całą podłogę mokrą i lepiącą! Pod nogami zaczyna jakby gnić? Patrzę w bagażniku… Rozlany jogurt, którego nie dałam rady doczyścić. To on tak cuchnął! I to błoto pod butami. Też fajnie pachniało. Całe auto do prania!
Co miałam zrobić?
Pojechałam na taką specjalną myjnię. Miłe panie mi auto uprały, a na koniec, gdy kręciłam nosem na koszt tej przyjemności, jedna zapytała zdziwiona: ” To Pani nie wie, że pod nogi to trzeba mieć dywaniki?!. Bez nich to co chwilę będzie pani miała auto do prania.”
Postanowiłam czym prędzej zaopatrzyć się w takie dywaniki do auta
Oczywiście nie miałam pojęcia, gdzie po takie gumowe dywaniki do auta się udać (Uwierz, autem to ja tylko potrafię jeździć, a cała reszta, to jest dla mnie czarna, paraliżująca magia). Dlatego znów udałam się na wypytki do kolegów. Trochę mi było wstyd, że jestem taką melepetą samochodową, ale jak chciałam mieć czyste auto, to musiałam wstyd do kieszeni schować. Trochę podśmiewając się pod nosem z mojego nieogarnięcia, ale w sumie życzliwie, bo to fajne chłopaki są, polecili mi sklep internetowy carstyle.pl.
W sklepie już sobie świetnie poradziłam.
Wzięłam mój dowód rejestracyjny, żeby się nie pomylić (wciąż mylę Toyotę Corolla z Toyotą Yaris). Wpisałam markę samochodu i model (spisany z dowodu hi hi) i… za chwilę miałam w koszyku porządne, gumowe dywaniki pod stopy, idealnie pasujące do mojej „Czerwonej strzały”.
Do tego dokupiłam matę do bagażnika i już żadne wylewające się z zakupów jogurty, tudzież inne mleka, czy twarożki, nie są mi straszne. A, i psa uśmodranego jak nieboskie stworzenie po jesiennym spacerze, też spokojnie dowiozę do domu.
Od tego czasu
mam wreszcie w aucie czyste podłogi. Piach i błoto zostają na dywanikach, które wystarczy, że od czasu do czasu strzepnę, a parę razy do roku przejadę szlauchem z wodą pod domem. Szczególnie doceniam je jesienią i zimą, gdy łatwo się wnosi do auta błoto i śnieg na butach, a wyprać samochód trudno, bo długo schnie, albo wcale.
No i jeszcze jedno bardzo ważne zastosowanie samochodowych dywaników,
o którym dowiedziałam się podczas mojej niedawnej rajdowo- samochodowej przygody. Taki dywanik jest niezastąpiony, gdy koła ślizgają się i zakopują w miałkim, głębokim piachu, a myślę, że i świetnie zadziałają na wyślizganym śniegu, lub lodzie. Wystarczy wrzucić dywanik pod koła, na które jest napęd i duuużo łatwiej wyjechać z opresji.