Kocham życie i kocham siebie. Ty też? To wspaniale! Zapraszam Cię do nowego (starego) cyklu na blogu, w którym postaram się Ci pomóc. Będę pisała o tym jak sobie radzić z codziennością, jak sobie radzić z kobiecością, z człowieczeństwem… Co zrobić, by codzienność była bardziej kolorowa, pasjonująca i dająca radość, a my szczęśliwsze. Może wśród życiowych tematów, których będzie teraz więcej na blogu, zobaczysz właśnie siebie? Może to pomoże Ci w jakiś sposób, albo spowoduje, że poczujesz się lepiej?
Kiedy zaczynałam swoją przygodę z blogowaniem
moją misją było niesienie otuchy, wspomaganie kobiet w ich codziennym życiu i w rozwoju. Dużo starałam się pisać takich wspierających, trochę może nawet „psychologicznych” tekstów. Jednak miałam wrażenie, że nikt tego nie czyta i zmieniłam front. Nadal chciałam wspierać kobiety, ale pokazując różne fajne rzeczy, które można robić i cieszyć się nimi (nie przestanę tego robić Kochana, bo to część mojego życia takie wymyślanie – cudowanie).
Jednak ostatnio, nie wiem czy przypadkiem
(bo coraz mniej wierzę w przypadki), kilka niezależnych od siebie osób powiedziało mi, że lubiło tę psychologiczną, wspierającą część mojego bloga i pytało, czemu już tego nie robię. Powiedziały mi, że chciałyby znów poczytać u mnie o życiu. O tym, o czym czasem rozmawiamy i o tym, co nam te rozmowy dają. A więc jednak ktoś to czytał! Dla kogoś było to ważne! To dodało mi skrzydeł i postanowiłam, że wrócę do tej tematyki.
Nie mam jakiegoś bardzo psychologicznego wykształcenia (choć pracę magisterską pisałam właśnie z psychologii) i daleko mi do fachowca (trochę też dlatego, że zarzuciłam to pisanie – swoją drogą to też dobry temat na wpis takie blokujące dążenie do bycia doskonałym i fachowym na 120%). Jednak, gdy tak się zastanowić, trochę lat mam za sobą. Trochę przeżyć też. Miliony książek, parę warsztatów… No i mnóstwo obserwacji i przemyśleń.
Mam też za sobą trudną drogę zmiany
A właściwie cały czas jestem na tej drodze i świadomie idę nią, czasami potykając się, a czasami biegnąc niemal nie dotykając stopami ziemi. Trudne dzieciństwo i okres młodzieńczy (kto go nie miał, prawda?) bez tragedii, ale wystarczająco, by naznaczyć moje usposobienie nutą cienia. Pracoholizm, który objawił się już na studiach, połączony z całkowitym oddaniem się dzieciom i rodzinie, doprowadził do zagubienia siebie i poczucia własnej wartości sięgającego podłogi. I w naturalnej kolejności przyszły depresja, nerwica lękowa.
W tym momencie, zaczynało mi też coś świtać, że chyba jest coś nie tak z moim życiem, zaczynały się pojawiać pierwsze pytania o sens życia. I ciach, pierwsze odpowiedzi nadeszły i pierwsze rozwiązania: zdrada, rozwód, zgliszcza po rodzinie i własnej firmie. I dalej: Macierzyńskie potknięcia. Przepracowanie i gonitwa za pieniądzem, by utrzymać dzieci. Weryfikacja przyjaciół. Szarość codzienności, borykanie się z własnymi słabościami i przeciwnościami losu, ale jednak z coraz większą świadomością, chęcią zmiany, pracą nad sobą, wracaniem do siebie i do własnych marzeń.
Każdy ma swoją historię
Na pewno masz swoją i jestem jej bardzo ciekawa (może opowiesz mi ją któregoś dnia?). Mam i ja. Z mojej historii staram się wyciągać wnioski, obserwować siebie i dążyć do jak największego własnego dobrostanu. Nauczyłam się cieszyć się życiem i być wdzięczna za jego dary. Nauczyłam się odwagi i otwartości. Uczę się odpoczywać i odpuszczać. Uczę się tak wielu rzeczy.
W tej drodze zaczęłam też zauważać. Zauważać świat poza mną. Zauważać ludzi wokół. Widzieć w nich człowieka – takiego ja. Zaczęłam zauważać problemy innych kobiet i zaczęłam czuć wręcz przeogromną, wszechogarniającą chęć pomocy im, by były szczęśliwsze, wolne, niezależne. By żyły tak jak chcą, a nie w schemacie konwenansów.
Nie wiem, czy mam do tego prawo, by mówić Ci radzić sobie z życiem
i myślę, że nawet nie będę próbowała. Raczej chciałabym dzielić się z Tobą tym wszystkim, co już w sobie przerobiłam, co przemyślałam, bo być może w ten sposób będę mogła Ci pomóc? Może właśnie tak jak ja, chcesz zmienić swoje życie, by było radośniejsze, piękniejsze i pełniejsze i potrzebujesz do tego jakiegoś małego sygnału?
Szczerze mówiąc, pisanie na tak intymne w sumie tematy jest/będzie dla mnie bardzo trudne. Myślę, że także dlatego zarzuciłam pisanie o życiu. Zdecydowanie łatwiej opisywać przygody, poznane kraje, jak zrobiłam koszyk na szydełku, czy przepis na nalewkę. Wiesz o czym mówię? Jednak mam nadzieję, że jakoś to pójdzie i będę potrafiła przekazać Ci to wszystko co się we mnie kłębi i czym chcę się z Tobą dzielić.
Powiedz, o czym chciałabyś ze mną pogadać? Co Cię trapi, albo co ciekawi? Jak się czujesz w swoim życiu? Nie jestem nikim mądrzejszym od Ciebie, ale coś mi się już udało, pokochałam życie od nowa. Może uda mi się otworzyć i Tobie jakieś nowe drzwi?