No i wylądowałam w szpitalu. Nagłe wyhamowanie codziennego pędu. Jesteś tu i nic nie poradzisz, nie pobiegniesz dalej. I taka myśl nagła a niespodziewana: „Wow! Wreszcie mam czas! Mogę zrobić coś dla siebie!” Czy to nie doskonały moment na spełnianie marzeń? Mogę zacząć prowadzić bloga.
Dla mnie tak. Wiecznie zagoniona, rozdarta między domem i pracą, dostałam od losu prezent w postaci szpitalnego łóżka… Może wolałabym pobyt w SPA, ale jak się nie ma co się lubi…
Wiecie, to niesamowite, że człowiek cieszy się z takiej rzeczy. Ale ja na prawdę tak.
Mój pierwszy dzień spędziłam cudownie: wyspałam się za wszystkie czasy! Dostałam dobry obiad, (na prawdę!) Jutro pewno będzie troszkę mniej fantastycznie bo czeka mnie zabieg. Ale kto by się tym przejmował. Grunt, że wreszcie odpoczęłam i wzięłam się za coś o czym myślałam od dawna. Czyli mój własny blog.
Znajomi już od jakiegoś czasu namawiali mnie bym zaczęła pisać, bo ponoć normalnym ludziom nie zdarza się tyle co mnie… Może i troszkę tak jest? A więc ( wiem, wiem nie zaczyna się zdania od „a więc”) chciałabym poopowiadać Wam nieco ale też pokazać świat z perspektywy kobiety ponoć już dojrzałej,po przejściach, matki dzieciom, która nadal patrzy na świat oczami dziecka, jest zakręcona, potargana i stara się mieć odwagę, by żyć jak chce, która ma marzenia i nawet czasem je spełnia. Bo kto powiedział, że po czterdziestce już nie?
No to startuję z moim kolejnym życiowym wyzwaniem, życzcie mi powodzenia i zaglądajcie tu czasem.